Tytuł oryginału: Street Kid
Wydawnictwo: Hachette
Seria/cykl: Pisane przez życie
Data wydania: 18 lipca 2008
Liczba stron: 280
Życie często różni się od naszych wyobrażeń oraz marzeń, jakie snujemy przed snem. Nieustannie stawia przed nami różnorodne wyzwania, którym musimy sprostać, aby przetrwać. Wymaga od nas podejmowania decyzji, czasami dość łatwych, a nieraz niezwykle trudnych, mających poważny wpływ na dalszy los. Jako ludzie dorośli jesteśmy świadomi tego, że życie nie jest usłane różami i bardzo odbiega od świata przedstawianego w bajkach, dlatego każdy z nas jest, mniej lub bardziej, przygotowany na to, co go czeka. Problem pojawia się, kiedy musimy stać się odpowiedzialni oraz samowystarczalni w bardzo młodym wieku, mając zaledwie kilka lat.
Judy nigdy nie zaznała beztroskiego dzieciństwa. Często wraz z dwoma siostrami, mało starszymi od niej, musiała przetrwać kilka dni bez jakiejkolwiek pomocy dorosłych. Rodzice nie przejmowali się swoimi małymi córkami, nie ingerując zanadto w to, co dziewczynki robią, czy są umyte, zadbane i najedzone. W końcu ojciec zabrał ją z domu, kiedy ta miała zaledwie kilka lat, traktując to jako zemstę na swojej żonie. Dziewczynka była mu także potrzebna do wykreowania odpowiedniego wizerunku wzbudzającego zaufanie wśród ludzi. Mężczyzna oraz jego nowa partnerka używali przemocy fizycznej oraz psychicznej w stosunku do Judy. Lata szkolne także okazały się udręką - wszyscy pomiatali nią, a nauczyciele potrafili wyśmiewać swoją uczennicę podczas apelów, na których była obecna cała szkoła. Judy nigdy nie broniła się i nie płakała, ponieważ miała świadomość tego, że okazywanie emocji nie pomoże w niczym. Ze stoickim spokojem znosiła wszelki zniewagi, które każdego mogłyby wyprowadzić z równowagi. Jednak w końcu postanowiła uciec od zwyrodnialców otaczających ją zewsząd, aby walczyć o swoją godność.
Rodzina to niekoniecznie ci ludzie, wśród których człowiek się rodzi. Można ją sobie znaleźć samemu. Tam, gdzie jest bezpiecznie i ciepło. Tam gdzie człowiek czuje, że właśnie tu jest jego miejsce.
Takie opowieści przerażają swoją bezwzględnością, bezmyślnością oraz okrucieństwem. Doskonale wiem, że takie historie zdarzają się naprawdę. Mam ciągłą styczność z nimi, ponieważ studiuję pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą, a wolontariat w domu dziecka przybliża mnie do takich spraw. Nigdy nie pojmę, jak osoby, w których każde dziecko powinno mieć oparcie, potrafią tak niszczyć te maleńkie istotki. Historia Judy Westwater miała miejsce w latach 50-tych, ponieważ sama autorka urodziła się w 1945 roku, dlatego ciągle łudzę się, że teraz wszystko wyglądałoby lepiej... Wiadomo, że lata powojenne nie były łatwe dla nikogo, a pomoc społeczna nie działała tak prężnie, jak teraz. Kiedyś nie zwracało się tak bacznej uwagi na krzywdę dzieci, chociaż i teraz bywa z tym różnie. Jednak jestem przekonana, że przynajmniej ingerencja szkoły byłaby subtelniejsza, a zarazem poważniejsza, bo przypadek Judy pokazuje, że nauczycielom nie przyszło do głowy, iż dziewczynka może potrzebować pomocy i wsparcia, a ośmieszanie jej w niczym nie pomoże...
Do szewskiej pasji doprowadzają mnie skrajnie nieodpowiedzialni rodzice, którzy nie zasługują na to miano. Niektórzy nie powinni mieć dzieci, ponieważ zupełnie nie nadają się do tego, aby sprawować pieczę nad kimkolwiek. Nie dość, że sami nie potrafią odpowiednio zaopiekować się sobą, to jeszcze robią krzywdę istotom zupełnie bezbronnym i wrażliwym, które powinny być dla nich najpiękniejszym darem, jakie spotkało ich w życiu. Za każdym razem, gdy słyszę o takich sprawach, w mojej kieszeni otwiera się nóż, a na usta cisną się same przekleństwa...

Ze względu na własne doświadczenia z dzieciństwa, Judy Westwater ciągle wyciąga pomocną dłoń skrzywdzonym dzieciom. Przez długi czas pracowała z bezdomnymi dzieciakami w Meksyku, po czym założyła organizację opiekującą się dziećmi ulicy. Kobieta wie, że należy pomagać dzieciom po traumatycznych przeżyciach, aby miały szansę na dojście do siebie oraz przywrócenie poczucia własnej wartości, co jest niezwykle trudnym wyczynem. Judy Westwater organizuje kursy czytania i pisania, zachęcając do nauki miejscowego rzemiosła oraz brania udziału w akcjach zbierania funduszy na dalszą działalność. Ta praca uświadomiła jej, że aktualne problemy, z jakimi stykają się dzieci ulicy, są zdecydowanie bardziej złożone niż te, które niegdyś stanęły przed nią. Oprócz bezdomności i nieustannego głodu, pojawiają się handlarze narkotyków, gangi, sutenerzy, a także poważne choroby, w tym AIDS. Ponadto liczba takich dzieci stale rośnie...
Język Dziecka ulicy jest prosty, co nadaje autentyczności tej historii. Takie opowieści nie potrzebują wyszukanego słownictwa czy wspaniałych metafor, ponieważ poruszają i wywołują emocje bez wszelkich dodatków. Wystarczy szczerość i otwartość autorki, która zechciała podzielić się swoją historią, wywołując gamę emocji u każdego czytelnika - od złości i oburzenia, poprzez niedowierzanie czy żal, kończąc na smutku oraz wzruszeniu.
Judy nigdy nie zaznała beztroskiego dzieciństwa. Często wraz z dwoma siostrami, mało starszymi od niej, musiała przetrwać kilka dni bez jakiejkolwiek pomocy dorosłych. Rodzice nie przejmowali się swoimi małymi córkami, nie ingerując zanadto w to, co dziewczynki robią, czy są umyte, zadbane i najedzone. W końcu ojciec zabrał ją z domu, kiedy ta miała zaledwie kilka lat, traktując to jako zemstę na swojej żonie. Dziewczynka była mu także potrzebna do wykreowania odpowiedniego wizerunku wzbudzającego zaufanie wśród ludzi. Mężczyzna oraz jego nowa partnerka używali przemocy fizycznej oraz psychicznej w stosunku do Judy. Lata szkolne także okazały się udręką - wszyscy pomiatali nią, a nauczyciele potrafili wyśmiewać swoją uczennicę podczas apelów, na których była obecna cała szkoła. Judy nigdy nie broniła się i nie płakała, ponieważ miała świadomość tego, że okazywanie emocji nie pomoże w niczym. Ze stoickim spokojem znosiła wszelki zniewagi, które każdego mogłyby wyprowadzić z równowagi. Jednak w końcu postanowiła uciec od zwyrodnialców otaczających ją zewsząd, aby walczyć o swoją godność.
Rodzina to niekoniecznie ci ludzie, wśród których człowiek się rodzi. Można ją sobie znaleźć samemu. Tam, gdzie jest bezpiecznie i ciepło. Tam gdzie człowiek czuje, że właśnie tu jest jego miejsce.
Takie opowieści przerażają swoją bezwzględnością, bezmyślnością oraz okrucieństwem. Doskonale wiem, że takie historie zdarzają się naprawdę. Mam ciągłą styczność z nimi, ponieważ studiuję pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą, a wolontariat w domu dziecka przybliża mnie do takich spraw. Nigdy nie pojmę, jak osoby, w których każde dziecko powinno mieć oparcie, potrafią tak niszczyć te maleńkie istotki. Historia Judy Westwater miała miejsce w latach 50-tych, ponieważ sama autorka urodziła się w 1945 roku, dlatego ciągle łudzę się, że teraz wszystko wyglądałoby lepiej... Wiadomo, że lata powojenne nie były łatwe dla nikogo, a pomoc społeczna nie działała tak prężnie, jak teraz. Kiedyś nie zwracało się tak bacznej uwagi na krzywdę dzieci, chociaż i teraz bywa z tym różnie. Jednak jestem przekonana, że przynajmniej ingerencja szkoły byłaby subtelniejsza, a zarazem poważniejsza, bo przypadek Judy pokazuje, że nauczycielom nie przyszło do głowy, iż dziewczynka może potrzebować pomocy i wsparcia, a ośmieszanie jej w niczym nie pomoże...
Do szewskiej pasji doprowadzają mnie skrajnie nieodpowiedzialni rodzice, którzy nie zasługują na to miano. Niektórzy nie powinni mieć dzieci, ponieważ zupełnie nie nadają się do tego, aby sprawować pieczę nad kimkolwiek. Nie dość, że sami nie potrafią odpowiednio zaopiekować się sobą, to jeszcze robią krzywdę istotom zupełnie bezbronnym i wrażliwym, które powinny być dla nich najpiękniejszym darem, jakie spotkało ich w życiu. Za każdym razem, gdy słyszę o takich sprawach, w mojej kieszeni otwiera się nóż, a na usta cisną się same przekleństwa...

Ze względu na własne doświadczenia z dzieciństwa, Judy Westwater ciągle wyciąga pomocną dłoń skrzywdzonym dzieciom. Przez długi czas pracowała z bezdomnymi dzieciakami w Meksyku, po czym założyła organizację opiekującą się dziećmi ulicy. Kobieta wie, że należy pomagać dzieciom po traumatycznych przeżyciach, aby miały szansę na dojście do siebie oraz przywrócenie poczucia własnej wartości, co jest niezwykle trudnym wyczynem. Judy Westwater organizuje kursy czytania i pisania, zachęcając do nauki miejscowego rzemiosła oraz brania udziału w akcjach zbierania funduszy na dalszą działalność. Ta praca uświadomiła jej, że aktualne problemy, z jakimi stykają się dzieci ulicy, są zdecydowanie bardziej złożone niż te, które niegdyś stanęły przed nią. Oprócz bezdomności i nieustannego głodu, pojawiają się handlarze narkotyków, gangi, sutenerzy, a także poważne choroby, w tym AIDS. Ponadto liczba takich dzieci stale rośnie...
Język Dziecka ulicy jest prosty, co nadaje autentyczności tej historii. Takie opowieści nie potrzebują wyszukanego słownictwa czy wspaniałych metafor, ponieważ poruszają i wywołują emocje bez wszelkich dodatków. Wystarczy szczerość i otwartość autorki, która zechciała podzielić się swoją historią, wywołując gamę emocji u każdego czytelnika - od złości i oburzenia, poprzez niedowierzanie czy żal, kończąc na smutku oraz wzruszeniu.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Okładka chwyta za serce, sama tematyka nie wiem czy w moim guście ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
O!!!
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
Chętnie bym się z zawartością książki zapoznała :)
Z chęcią się na nią skuszę, okładka już mnie do niej zachęca.
OdpowiedzUsuńOj, straszne są takie książki, ale od czasu do czasu lubię przeczytać :(
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jakoś na początku mojej blogowej przygody . Do dziś ją pamiętam.
OdpowiedzUsuńChoć nie spotkał mnie taki tragiczny los strasznie poruszają mnie takie historie i z chęcią pomogłabym takim skrzywdzonym dzieciakom, chociaż sama nim jestem. Uwielbiam dzieci, bawić się z nimi, czytać książki, przecież to są takie cudowne istoty. Książkę z chęcią bym przeczytała, ale obawiam się o moje nerwy. :)
OdpowiedzUsuńAle zachęciłaś mnie, chociaż historia bardzo poruszająca.
o prawdziwych historiach trudno pisać, nigdy nie wiem, jak mam je oceniać- a przecież to nie do mnie należy, bo to czyjeś życie, a ja guzik wiem o życiu na ulicy np... Poczytałabym.
OdpowiedzUsuńTo prawda, pisanie o takich historiach nie jest łatwe. W takich przypadkach moja ocena nie dotyczy życia autora, ponieważ byłoby to głupie, ale bardziej strony technicznej.
UsuńCoraz częściej niestety widzę rodziny, którym dziecko nie powinno być dane. A tyle dobrych osób się stara na marne...
OdpowiedzUsuńTen fakt nieustannie przytłacza mnie - ludzie starają się latami o dziecko i nie udaje im się, a inni mają jedno po drugim, chociaż nie powinni...
UsuńPewnie słowo "lubię" dziwnie zabrzmi w kontekście książek o tak trudnej tematyce, ale jest odpowiednie. Lubię książki, które poruszają bolesne etapy życia ludzi. Z wielką chęcią przeczytałabym tę książkę :)
OdpowiedzUsuńAż strach pomyśleć, że takie historie dzieją się naprawdę. Jednak warto czytać takie książki- otwierają one oczy na otaczający nas świat.
OdpowiedzUsuńOj myślę, że to książka odpowiednia dla mnie. Poszukam jej. Lubię takie ciężkie klimaty.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham dzieci. A one kochają mnie, nie chwaląc się. Już nie od jednej mamy usłyszałam, że jej dziecko woli mnie od niej. Jak słyszę o takich ludziach, to jestem za wprowadzeniem kary śmierci. Jak można traktować jak śmiecia człowieka, dorosłego, a co dopiero małe dziecko - nikomu przecież nie zawiniło. Książka nie dla mnie - mam za słabe nerwy.
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa książka. Już sama okładka chwyta za serce.
OdpowiedzUsuńTrudna książka.
OdpowiedzUsuńCiężko jest zrozumieć, co może kierować ludźmi, którzy robią krzywdę dzieciom. Przecież dzieci to od nas, dorosłych, uczą się wszystkiego, od nas samych oczekują tylko miłości. To wcale nie takie trudne, dać dziecku miłość. Wydaje się, że one są stworzone właśnie do kochania
Pozostaje mieć nadzieję, że w dzisiejszych czasach nie ma już takich szkół i jeśli rodzice zawodzą, to może chodzią nauczyciele pomogą...
Gdy widze nagłówki typu 'Pisane przez życie', 'Historie prawdziwe' to ani troche nie zastanawiam się czy przeczytam daną książke, po prostu to robię! I tym razem nic sie nie zmieni.
OdpowiedzUsuńzawsze bardzo wzruszają mnie takie książki i na długo zostają w pamięci, kiedyś na pewno sięgnę po ten tytuł
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę serię. Tej książki jeszcze nie czytałam, dlatego będę musiała się za nią rozejrzeć. :)
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu czytam historie prawdziwe, teraz mam w planach ze Znaku.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że czytałam tę książkę w wieku 11 lat. Wzięłam ją z półki w bibliotece, żeby zająć sobie czymś czas i tak mnie wciągnęła, że przeczytałam ją do zamknięcia. ;)
OdpowiedzUsuńTo jestem pełna podziwu! Ja raczej nie sięgnęłabym po taką książkę w wieku 11 lat...
UsuńZapowiada się świetna lektura, muszę się rozejrzeć. :)
OdpowiedzUsuńMam tą ksiązkę, ale jeszcze jej nie przeczytałam :))
OdpowiedzUsuńSkomentujesz i zaobserwujesz? Będzie mi bardzo miło! --> SESZEL.BLOGSPOT.COM
Uwielbiam książki z serii pisane przez życie, więc i po tę na pewno sięgnę. Zresztą sama dopiero co przeczytałam jedną z tych pozycji...
OdpowiedzUsuńCzytałam ją bardzo dawno temu i mało co już pamiętam. Ale mi się podobała, mocne wrażenie.
OdpowiedzUsuńJeśli natrafie na tą ksiażkę to z pewnością przeczytam.
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka wiec zapraszam :)
Chętnie zajrzę :)
OdpowiedzUsuńTylko podziękować, za polecenie dobrej lektury
OdpowiedzUsuńTakie historie zawsze trudno się czyta, a z drugiej strony są one najbardziej poruszające bo prawdziwe...
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka książek z tej serii i byłam wstrząśnięta każdą historią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Bardzo emocjonująca recenzja. Biedne, szukające wsparcia i miłości dzieci, wszystkie bym przygarnęła, gdybym tylko mogła... Nie rozumiem takich ludzi, którzy gnębią, biją i poniewierają swoje dzieci, nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci świetnego, aczkolwiek bardzo trudnego kierunku, który studiujesz i oczywiście wolontariatu. Jestem pełna podziwu:)
Temat zawsze jest wstrząsający. Jak powiedział wczoraj pan w dzienniku - niektórzy dorośli do dzieci nigdy "nie dorośli"...
OdpowiedzUsuń