Wydawnictwo: Noir sur BlancData wydania: 17 października 2012Liczba stron: 160
Żyjesz sobie całkiem spokojnie, chodzisz do pracy, myjesz ręce żelem antybakteryjnym, aby nic Cię nie dopadło, czasami spotkasz się z przyjaciółką na plotki i tak mija dzień za dniem. Aż w końcu kobieta, która zdawała się być jedną z najbliższych osób, informuje, że czuje się przeogromnie szczęśliwa, bo znalazła swoją miłość. Od tej pory nic nie jest już takie jak dawniej - przyjaciółka nie ma czasu, gdyż woli spędzić go z drugą połówką, a Ty siedzisz wieczorami w domu, nudząc się jak mops i złorzecząc na faceta, który zniszczył Twoje życie, zabierając Ci całkiem bliską osobę. To nic, że nie była zbyt rozgarnięta - przynajmniej miałaś do kogo otworzyć usta, czego teraz bardzo Ci brakuje...
Farah, zwana w skrócie Fah, i Joanne to przyjaciółki, które różnią się od siebie dosłownie wszystkim - wyglądem, sposobem bycia, a także podejściem do życia. Jednak zupełna niezgodność charakterów nie przeszkadza kobietom w niczym, dopóki Joanne nie wchodzi w związek ze sprzedawcą w sklepie z armaturą. Od tej pory relacja przyjaciółek ulega diametralnej zmianie. Fah staje się piątym kołem u wozu, które kawałek po kawałku zaczyna odpadać od pojazdu, gdzie mile widziane są jedynie dwie osoby. Kobieta, jak każdy człowiek, potrzebuje bliskości, zrozumienia oraz miłości, zatem poszukuje tego w świecie przepełnionym zadufaniem i dbaniem o własny interes.
Myślisz, że z kimś jesteś blisko, a potem spotykasz go przypadkiem w sklepie, mówisz mu "jadę nad ocean", a on się w ogóle z tobą nie cieszy. Nie cieszy się twoim szczęściem! Kochasz się z kimś i myślisz już, że będzie tobą razem z tobą, że zlepicie się i będziecie tak na zawsze, głowa w głowę, serce w serce, że w wielkim ognisku miłości spalisz tę samotność, ten cały tłuszcz życia, druzgocącą ohydę własnego istnienia! A tymczasem: on tylko wstaje i idzie do łazienki się wysikać, a ty leżysz i patrzysz na zwały cellulitisu, które niegdyś były twoimi udami. *
Książkę czyta się błyskawicznie, ponieważ jej objętość jest skromna, a duża czcionka i potężne akapity sprawiają, że strony nie są obładowane treścią. Początkowo nie miałam pojęcia, dlaczego na okładce widnieje kobieta znajdująca się pod wodą, jednak wszystko wyjaśnia się w trakcie lektury. Przyznam szczerze, że czytając Kochanie, zabiłam nasze koty miałam wrażenie, że tekst przelewa mi się przez palce. W moim przypadku problemem nie okazał się język typowy dla Masłowskiej, ponieważ nie mam do niego większych zastrzeżeń. Ważniejszym mankamentem okazała się sama historia, która nie zachwyciła mnie, bo w moim odczuciu jest tak naprawdę... o wszystkim i o niczym. Niewiele konkretów, skakanie po wątkach na pograniczu realizmu i fantastyki, to coś, czego nie potrzebowałam w tej chwili, a dostałam w nadmiarze. Jak wiemy, co za dużo, to niezdrowo.
Dorota Masłowska zgrabnie operuje słowem, z dużą ironią przedstawiając wszelkie absurdy dzisiejszego świata. Jej powieści można odbierać w dwojaki sposób - jako bełkot i nieopanowany słowotok, z którego nie wynika nic logicznego i wartościowego, a z drugiej strony jako mądre i prawdziwe historie, idealnie ukazujące otaczającą rzeczywistość przepełnioną egoizmem, dwulicowością i zewsząd wylewającym się brudem. Wcześniejsza powieść autorki, pod tytułem Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną nie zachwyciła mnie, a Kochanie, zabiłam nasze koty także nie porwało mnie na tyle, aby czuć nieodpartą chęć sięgnięcia po kolejne książki Masłowskiej. Niemniej uważam, że jedynym słusznym wyjściem jest przekonanie się na własnej skórze, czy pióro tej polskiej autorki przypadnie Wam do gustu. A jak głosi się od dawna - o gustach nie dyskutujemy.
* cytat ze str. 59
Książka bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers, Pod hasłem, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (1,5cm), Polacy nie gęsi oraz Czytamy powieści obyczajowe.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Ja jestem z tych, których twórczość Masłowskiej nie przekonuje. W tym przypadku sama treść mnie nawet zainteresowała, ale i tak wiem, że nie przeczytam, bo w tym przypadku drugiej szansy nie będzie.
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Paula, nie przepadam za Masłowską. Wystarczyła mi "Wojna polsko-ruska...", którą musiałam przeczytać na studiach ;)
OdpowiedzUsuńJa wiele lat temu polubiłam Masłowską, wtedy jak jeszcze była postrzegana jako "złote dziecko", ale później moja do niej sympatia słabła, książkę mam, ale brak mi na nią ochoty...
OdpowiedzUsuńRaczej nie siegne po te ksiazke. Zniecheca mnie nijaka fabula.
OdpowiedzUsuńNie przekonuje mnie ta historia a główna bohaterka tylko by mnie denerwowała swoim jęczeniem.
OdpowiedzUsuńRównież nie potrafię się przekonać do Masłowskiej. Przebrnęłam przez "Wojnę polsko - ruską" w wielkich bólach i kompletnie się zniechęciłam do tej autorki. Chociaż tytuł niesamowicie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie trafia do mnie ta autorka.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie trafiła do mnie książka autorstwa tej Pani. Jakoś fabuła mnie nie zachwyca, ale tytuł i okładka - bardzo intrygujące :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tytuł jest przegenialny :) Za to jakoś nie ciągnie mnie do niej jej fabuła. Chyba sobie podaruję.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMasłowskiej mówię stanowcze: nie. Język gimnazjalistki i banalna fabuła. Pasuję.
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś jej inną książkę (co związanego z pająkiem), a po tą raczej nie siegnę mam inne lektury.
OdpowiedzUsuńCoś tam słyszałam, ale nigdy nie ciągnęło mnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie ciągnęło mnie do książek Masłowskiej, teraz Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że to raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Zamierzam sięgnąć po którąś z książek Masłowskiej, ale nie są one priorytetami na mojej liście, i widzę, że nie ma co się do nich specjalnie spieszyć. ;)
OdpowiedzUsuńA ja chętnie poznałabym jakieś dzieło tej pisarki. :)
OdpowiedzUsuńhttp://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
Dwa razy sięgałam po książki Doroty Masłowskiej. Przeczytałam "Wojnę polsko-ruską" i "Pazia Królowej". Może tę też przeczytam :)
OdpowiedzUsuńmonweg
Czytałam inną książkę tej autorki, ale średnio mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńBardzo odstrasza mnie tytuł, bo osobiście uwielbiam koty. Książka chyba nie dla mnie, choć z pewnością znajdzie swoich zwolenników.
OdpowiedzUsuńZapowiada się dla mnie zbyt słabo, abym sięgnęła po tą książkę. Poza tym... ja i polscy autorzy nie bardzo za sobą przepadamy. :)
OdpowiedzUsuńTytuł nawet ciekawy, ale opinie mniej pochlebne. Chwilowo chyba sobie daruję :-)
OdpowiedzUsuńZaczęłam kiedyś czytać w empiku, ale odłożyłam. Może powrócę, ale chyba Masłowska to nie moja bajka. Bardziej ciekawi mnie "Paw królowej" i "Wojna polsko-ruska". :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, będę obserwować,
W.
A ja bardzo tę książkę polubiłam. W ironicznej wymowie przypomina mi 'Między nami dobrze jest' - dramat, któremu poświęciłam swój licencjat. Ale nie przeczę, że Masłowska jest na tyle specyficzna i nieco bełkotliwa, że nie każdemu musi to odpowiadać.
OdpowiedzUsuń"Wojna polsko-ruska" i "Paw królowej" to były książki, które nie trafiły w moją estetykę, ale "Kochanie, zabiłam nasze koty" uwielbiam. Mam wrażenie, że autorka dorosła i już nie szpeci językiem, wręcz go ogranicza, a i tak trafia w punkt. Dla mnie to kawał dobrej polskiej prozy i właśnie dzięki tej książce Masłowska jest moim odkryciem, pozostałych mogłabym nie czytać.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie przepadałam za twórczością Masłowskiej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja się do Masłowskiej zmusić nie mogę. Jakoś nie rozumiem jej fenomenu.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę pożyczoną od koleżanki, i jeszcze nie zaczęłam czytać. Może w przerwie zimowej znajdę chwilę czasu.
OdpowiedzUsuńmnie osobiście ciekawi ta autorka - zbiera tak skrajne opinie, ze mam po prostu ochotę sprawdzić do której grupy ja ją zaliczę;) Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńKażdy sam musi się przekonać jaka jest twórczość Masłowskiej. Jak wpadnie mi w ręce, to pewnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Świetnie napisałaś recenzję ! Książka zdecydowanie nie dla mnie, skoro jest o wszystkim i o niczym ;)
OdpowiedzUsuńRecenzja świetna, jak zwykle. Bardzo podobał mi się wstęp i myślałam, że to będzie ciekawa historia... Szkoda, że okazało się inaczej. Obawiam się, że nie spodobała by mi się ta książka, więc chyba podziękuję za nią... :)
OdpowiedzUsuńPonad rok temu słuchałam tej książki w formie audio i jakoś nadal nie wiem co o niej sądzić. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, fajne oryginalne pomysły, z drugiej strony natłok wszystkiego i uczucie ciężkości. Mimo, że całkiem pozytywnie oceniam tę książkę, to jednak po inne Masłowskiej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńO Masłowskiej słyszałam wiele różnych, czasem skrajnych opinii. Sama jeszcze nie miałam okazji się przekonać. Mimo że Twoja recenzja nie jest tak optymistyczna, jak to mogłoby się wydawać na początku, to ja pewnie zaryzykuje. Zwłaszcza, że nie jest to opasłe tomiszcze, a raczej cienka książka.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie sam tytuł już odstrasza, Boże, jak można zabić koty? Nawet jeśli jest to alegoria to zupełnie nietrafiona, do tego sama okładka niczym nie może się pochwalić, jak widzę większość przeciw, nie mam ochoty na kiepską powieść a szkoda bo lubię wyzwania.
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałam zrobić do niej podejście, ale zabrakło mi czasu i ochoty. Być może po sesji spróbuję sięgnąć jeszcze raz i stwierdzić, czy ta autora jest dla mnie, czy nie. Szkoda, że Ciebie nie zachwyciła, bo wydała się być ciekawa.
OdpowiedzUsuńŚrednio lubię Masłowską, ale nie mówię ,,nie" tej książce, może się zdarzyć że ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSkojarzyło mi się z takim filmem, który kiedyś oglądałam : "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" :P A tak poważnie to z autorką nie miałam jeszcze styczności i nie wiem czy jej proza by mnie przekonała. Te 160 stron to jednak niedużo i mogłabym spróbować jak mi podejdzie ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad przeczytaniem tej powieści od dłuższego czasu. Była mi polecana przez kilku znajomych. Po przeczytaniu Twojej recenzji dalej nie jestem co do niej pewna, ale tak jak napisałaś - trzeba przekonać się na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńProza Masłowskiej jeszcze przede mną, ale chyba zacznę od któregoś innego tytułu. ;)
OdpowiedzUsuń