Wydawnictwo: ReplikaData wydania: wrzesień 2011Liczba stron: 442
Ujrzenie dwóch kresek na teście ciążowym na zawsze zmienia życie człowieka. Ten moment potrafi sprawić, iż kobieta czuje ogromne szczęście, a uśmiech nie znika z jej twarzy ani na chwilę. Niejednokrotnie jest to również powód do smutku, złości bądź żalu, bo to nie ten czas, nie ten wiek, nie ten facet... Bywają również sytuacje, gdy pozytywny test ciążowy wiąże się z nieustającym niepokojem o życie bądź zdrowie nienarodzonego maluszka, tym bardziej kiedy zajście w ciążę było żmudnym i trudnym procesem, a także gdy wcześniejsze ciąże kończyły się poronieniem.
Bohaterki Ciszy pod sercem poznają się na mateczniku - internetowym forum dla przyszłych i obecnych matek, gdzie jeden z wątków dotyczy poronień. Historia każdej z nich jest zupełnie inna, wyjątkowa i niepowtarzalna. Pis-anka to 30-letnia księgowa Anna, zagorzała katoliczka, która poroniła w dwunastym tygodniu ciąży. Kotusiek to 23-letnia Mariola, która poroniła bardzo wczesną biochemiczną ciążę. Kapibara75 jest tłumaczką języka hiszpańskiego, której dziecko umarło w jedenastym tygodniu ciąży. Natomiast pod nickiem ghij kryje się Ewa, która początkowo myśli o aborcji, jednak kiedy postanawia urodzić dziecko, traci je. Na forum przez cały czas przewijają się różne kobiety, chociażby Kombinatorka, Zeze77, Majanna, mauzona, slonecznikowa czy Cyklistka - dzieli je wiek, stan cywilny, miejsce zamieszkania, status społeczny i charakter, ale łączy jedno - utrata dziecka.
Dość często sięgam po książki poruszające trudne tematy, ponieważ wychodzę z założenia, że należy o nich pisać i mówić, a nie traktować je jako tabu, o którym należy milczeć. W swoim życiu przeczytałam niewiele książek o tematyce związanej z utratą ciąży, zatem tym chętniej sięgnęłam po Ciszę pod sercem. Cieszę się, że miałam okazję poznać historie bohaterek, przeżywając je razem z nimi, ciesząc się i smucąc. Nieustannie trzymałam kciuki za każdą z nich, wierząc, że los w końcu uśmiechnie się do nich, bo zasługują na to.
Przeraziło mnie przedmiotowe traktowanie kobiet po poronieniu, co z pewnością nie jest jedynie fikcją literacką, gdyż często zdarza się to również w rzeczywistości. Utrata dziecka to coś okropnego, czego nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi. Niektórzy uważają, iż kilkutygodniowy płód nie jest dzieckiem, jednak ja wychodzę z założenia, że istota, którą nosi się pod sercem, jest człowiekiem już od chwili poczęcia, dlatego należy obdarzyć szacunkiem zarówno ją, jak i jej bliskich, dając im możliwość przeżycia żałoby po utracie malucha. A jest ona przepracowywana na różnorakie sposoby - kobiety często pragną upamiętnić swoje nienarodzone pociechy, aby posiadać namacalny ślad pomagający w odpowiednim przeżyciu żałoby. Z owej lektury dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy, chociażby tego, iż kobieta po poronieniu może iść na urlop macierzyński, a szpital ma obowiązek wydać ciałko rodzicom, aby mogli zorganizować pogrzeb.
Moja ocena dotyczy jedynie strony technicznej tej książki oraz stopnia, w jaki wciągnęła mnie lektura - nie wystawiam noty samym historiom, ponieważ one nie podlegają jakiejkolwiek ocenie. Przyznam, że irytował mnie nawał zdrobnień, jakimi posługiwały się bohaterki książki. Owszem, nazywanie męża zdrobniale jest słodkie i miłe, jednak robienie tego nieustannie zaczyna być mdłe, bo ileż można czytać o Piotrze będącym Pietruszką albo Wiesławie - kochanym mężulku Wiesiulku wyprowadzającym psa Dziubusia... Ponadto, o ile w książkach nie przeszkadzają mi jakiekolwiek odniesienia religijne, to tutaj było ich zdecydowanie za dużo, co może zniechęcić do lektury tych, którzy nie są katolikami. Do tego uważam, że pouczanie innych, dotyczące odpowiedzialności związanej z zakładaniem rodziny i zachodzeniem w ciążę, nie powinno wychodzić z ust kobiety, która spodziewała się dziecka przed własnym ślubem. Trochę zakrawa to na hipokryzję.
Przeraziło mnie przedmiotowe traktowanie kobiet po poronieniu, co z pewnością nie jest jedynie fikcją literacką, gdyż często zdarza się to również w rzeczywistości. Utrata dziecka to coś okropnego, czego nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi. Niektórzy uważają, iż kilkutygodniowy płód nie jest dzieckiem, jednak ja wychodzę z założenia, że istota, którą nosi się pod sercem, jest człowiekiem już od chwili poczęcia, dlatego należy obdarzyć szacunkiem zarówno ją, jak i jej bliskich, dając im możliwość przeżycia żałoby po utracie malucha. A jest ona przepracowywana na różnorakie sposoby - kobiety często pragną upamiętnić swoje nienarodzone pociechy, aby posiadać namacalny ślad pomagający w odpowiednim przeżyciu żałoby. Z owej lektury dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy, chociażby tego, iż kobieta po poronieniu może iść na urlop macierzyński, a szpital ma obowiązek wydać ciałko rodzicom, aby mogli zorganizować pogrzeb.
Moja ocena dotyczy jedynie strony technicznej tej książki oraz stopnia, w jaki wciągnęła mnie lektura - nie wystawiam noty samym historiom, ponieważ one nie podlegają jakiejkolwiek ocenie. Przyznam, że irytował mnie nawał zdrobnień, jakimi posługiwały się bohaterki książki. Owszem, nazywanie męża zdrobniale jest słodkie i miłe, jednak robienie tego nieustannie zaczyna być mdłe, bo ileż można czytać o Piotrze będącym Pietruszką albo Wiesławie - kochanym mężulku Wiesiulku wyprowadzającym psa Dziubusia... Ponadto, o ile w książkach nie przeszkadzają mi jakiekolwiek odniesienia religijne, to tutaj było ich zdecydowanie za dużo, co może zniechęcić do lektury tych, którzy nie są katolikami. Do tego uważam, że pouczanie innych, dotyczące odpowiedzialności związanej z zakładaniem rodziny i zachodzeniem w ciążę, nie powinno wychodzić z ust kobiety, która spodziewała się dziecka przed własnym ślubem. Trochę zakrawa to na hipokryzję.
Cisza pod sercem to powieść, którą powinny przeczytać wszystkie kobiety, niezależnie od tego, czy kiedykolwiek poroniły, czy mają dzieci bądź planują zajść w ciążę. Nie ukrywam, że jest to niezmiernie smutna lektura, jednak cały czas tli się w niej nadzieja na kolejne ciąże ze szczęśliwym zakończeniem, co ma miejsce w niektórych przypadkach. Monika Orłowska uświadamia poprzez tę książkę, że nie wolno poddawać się i rezygnować, bo łatwiej żyje się, kiedy mamy w sobie nadzieję...
Książka bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers, Czytam opasłe tomiska, Czytamy powieści obyczajowe, Grunt to okładka, Pod hasłem, Polacy nie gęsi, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (3,3cm) oraz Z półki.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers, Czytam opasłe tomiska, Czytamy powieści obyczajowe, Grunt to okładka, Pod hasłem, Polacy nie gęsi, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (3,3cm) oraz Z półki.
Ciszę pod sercem przeczytałam dzięki akcji:
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Rzeczywiście warto pisać i mówić o trudnych tematach, ale to akurat książka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie powinno się uciekać od trudnych tematów. Dobrze, że powstają takie książki...
OdpowiedzUsuńTemat faktycznie trudny i niezwykle ważny, niestety nie jestem przekonana ;)
OdpowiedzUsuńJa jej akurat nie czytałam, jakoś nie miałam na nią ochoty, ale siostrze się podobała.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu mam zamiar przeczytać
OdpowiedzUsuńJestem na tak! :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, co muszą czuć kobiety, które poroniły- a raczej nie mogę sobie wyobrazić ich bólu. I mogę mieć tylko nadzieję, że mnie nigdy to nie spotka... Jak najbardziej chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńRównież mam nadzieję, iż takich kobiet będzie jak najmniej, ponieważ musi być to niezwykłe trudne... wolałabym nigdy nie przekonywać się o tym na własnej skórze.
UsuńOj. Nie dla mnie, nie, niestety nie.
OdpowiedzUsuńBardzo poruszająca lektura. Niejednokrotnie w trakcie czytania uroniłam łzę.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo bym chciała ją przeczytać, chociaż boję się, że będzie dla mnie zbyt smutna.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest świetna i moim zdaniem powinni ją przeczytać także mężczyźni. Ja problem akurat znam dogłębnie, gdyż sama kiedyś poroniłam. Zaraz po zabiegu zostałam ulokowana w pokoju z ciężarnymi kobietami, więc sobie wyobraź jak się czułam. Książka bardzo dobrze oddaje uczucia i kobiet, które przeżyły tragedię, i osób z otoczenia. Polecam.
OdpowiedzUsuńGosiu, zgadzam się z Tobą. Mężczyźni zazwyczaj cierpią, ale nie aż tak jak kobiety, bo jednak panie noszą maluszka pod sercem... znoszą to gorzej fizycznie i psychicznie. Bardzo Ci współczuję - mam nadzieję, że nigdy nie będziesz już w takiej sytuacji. Co do traktowania w szpitalu - przechodzi to jakąkolwiek krytykę... jak można być tak nieludzkim.
UsuńNa pewno przeczytam, bo to temat często zbywany milczeniem. Przerażające jest to, że po utracie dziecka rodzina niejako nie ma prawa do przeżycia żałoby. Począwszy od niechęci szpitala do wydania ciała aż do złośliwych komentarzy otoczenia.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego tylko po nią sięgnąć, lubię takie trudne tematy...
OdpowiedzUsuńTrudny temat - to coś dla mnie. Skuszę się mimo tych kilku minusów, bo od dawna miałam na nią ochotę. Jak tak myślę o tych zdrobnieniach, to w sumie faktycznie na dłuższą metę mogą być irytujące.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ta książka podobała. Na zdrobnienia prawie nie zwróciłam uwagi, a wątki religijne faktycznie - występowały w nadmiarze, ale w końcu sobie wytłumaczyłam, że jedna z bohaterek po prostu taka jest, nadmiernie religijna, że sama znam takich ludzi i zaakceptowałam bohaterkę taką jaką jest.
OdpowiedzUsuńTemat ważny i faktycznie do tej pory jakoś na boku, a przecież strata w ten sposób dziecka boli.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja :)
O książce nie słyszałam, ale zaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, bo książka jest dla mnie zbyt emocjonalna.
OdpowiedzUsuńCzytałam o niej już wcześniej z racji, że ciekawią mnie pozycje zwycięzców konkursu Repliki :)
OdpowiedzUsuńZ kolei Ty zaciekawiłaś mnie i zaraz poszukam jakichś informacji na temat książek, które wygrały w konkursie. :)
UsuńJak ja płakałam , jak ją lata temu czytałam.
OdpowiedzUsuńSam tytuł przyciąga, a po twojej recenzji już wiem, iż sięgnę ;-)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach czytelniczych :)
OdpowiedzUsuńTemat bardzo trudny, ale nie należy bać się trudnych tematów. Warto się z nimi zapoznać. Ja przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńHej, zastanawiam się czy tę książkę można byłoby dołączyć do wyzwania, jako że ZIMA występuje na okładce jako cześć tytułu ;P
OdpowiedzUsuńhttp://miqaisonfire.wordpress.com/2014/02/13/464-pierwsza-zima-w-zyciu-emanuela-marie-claire-blais/
Niestety, zima musi być widoczna na okładce, ale nie jako tytuł. Od tego jest wyzwanie "Pod hasłem". :)
UsuńCzytałam! Pamiętam, że ta książka wzbudzała we mnie naprawdę dużo emocji.
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
To zdecydowanie nie moja tematyka, rozumiem jednak, że temat jest ważny, w przyszłości z ochotą sie z nim zapoznam, więc wędruję ona do dalszych planów. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Książkę czytałam jakiś czas temu. Wywarła ona na mnie duże wrażenie, pomogła mi w pewnym stopniu poczuć to co dzieje się w sercach kobiety które straciły dziecko...
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale raczej teraz też się z nią nie zapoznam. Trochę brakuje mi jeszcze instynktu macierzyńskiego na takie lektury, a i nie przepadam za typowo babskimi książkami, więc może kiedyś.
OdpowiedzUsuńTematyka trudna, ale z chęcią przeczytam tą książkę, nie miałam za dużo do czynienia z tematem...
OdpowiedzUsuń