Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria/cykl: Cztery pory roku
Data wydania: 24 września 2014
Liczba stron: 352
45-letnia Łucja wiedzie pozornie sielskie życie u boku swojego męża Marka, który jest znanym i szanowanym lekarzem. Już jako młoda kobieta zrezygnowała ze swojego samorozwoju oraz osobistych ambicji na rzecz kariery męża, wspierając go i usuwając się w cień. Ich małżeństwo z perspektywy pobocznych obserwatorów wydaje się sielanką, jednak wewnątrz rozsypuje się powoli, acz sukcesywnie. Główna bohaterka już dawno przestała marzyć o miłości przepełnionej namiętnością i romantyzmem, a przyzwyczaiła się do stabilnego, spokojnego, bezpiecznego i dostatniego życia, które zostało definitywnie zburzone wraz z wiadomością o złośliwym nowotworze piersi. Owa informacja spada na Łucję jak grom z jasnego nieba, burząc jej cały świat, który do tej pory był niezwykle poukładany. Oczywiście pierwszym uczuciem, jakie pojawia się u głównej bohaterki, jest zatroskanie o rodzinę - Łucja martwi się o bliskich, ponieważ nie chce ich obciążać swoim nieszczęściem, przecież zawsze oszczędzała im zmartwień...
Główna bohaterka Wiecznej wiosny z energicznej, bezpośredniej, serdecznej, a czasami nawet szalonej i beztroskiej kobiety, popada w apatię i marazm, co niezwykle irytuje jej męża, który już dawno przestał być ideałem mężczyzny. Całe szczęście, że Łucja może liczyć chociaż na wsparcie swoich dzieci oraz swojego przyjaciela, będącego jednocześnie jej lekarzem, a także tajemniczego Edwarda, który z niedojrzałego emocjonalnie, choć dawno dojrzałego pod względem fizycznym mężczyzny w typie Piotrusia Pana, staje się w pełni opiekuńczym facetem, wręcz zbliżającym się do męskiego ideału, za jakim rozglądają się wszystkie panie.
Każda taka historia porusza mnie do głębi - podejrzewam, że tym mocniej przeżywa się podobne opowieści, im większą styczność ma bądź miało się z osobami chorymi na raka. Znam ludzi, którzy przeżywali ogromne katusze, męcząc się podczas operacji, farmakoterapii, chemioterapii i mastektomii. Większość z nich przeżyło, cieszą się lepszym bądź gorszym ogólnym samopoczuciem, ale żyją. Z kolei niektórym z nich nie udało się wygrać walki z tym wstrętnym choróbskiem pozbawionym litości...
Czasami wydaje nam się, że jesteśmy Pan(i)ami życia, którym w zasadzie nic nie straszne - jesteśmy za młodzi, za silni, za dobrzy, zbyt zapracowani na chorowanie. A tu nagle - trach! Okazuje się, że dzieje się z nami coś niedobrego - świat zaczyna się nam walić, ale kiedy patrzymy na nasze otoczenie - wszystko kręci się nadal, inni żyją tak jak wcześniej... W czasie poważnej choroby, kiedy człowiek ma nóż na gardle, zaczyna wracać wspomnieniami do minionych wydarzeń, co pobudza do wielu refleksji, a także rozmyślania nad swoim życiem. Dlatego nieraz warto postawić wszystko na jedną kartę, wywrócić swoje życie do góry nogami i spróbować czegoś nowego, zwłaszcza w obliczu nieuleczalnej choroby...
Główna bohaterka Wiecznej wiosny z energicznej, bezpośredniej, serdecznej, a czasami nawet szalonej i beztroskiej kobiety, popada w apatię i marazm, co niezwykle irytuje jej męża, który już dawno przestał być ideałem mężczyzny. Całe szczęście, że Łucja może liczyć chociaż na wsparcie swoich dzieci oraz swojego przyjaciela, będącego jednocześnie jej lekarzem, a także tajemniczego Edwarda, który z niedojrzałego emocjonalnie, choć dawno dojrzałego pod względem fizycznym mężczyzny w typie Piotrusia Pana, staje się w pełni opiekuńczym facetem, wręcz zbliżającym się do męskiego ideału, za jakim rozglądają się wszystkie panie.
Każda taka historia porusza mnie do głębi - podejrzewam, że tym mocniej przeżywa się podobne opowieści, im większą styczność ma bądź miało się z osobami chorymi na raka. Znam ludzi, którzy przeżywali ogromne katusze, męcząc się podczas operacji, farmakoterapii, chemioterapii i mastektomii. Większość z nich przeżyło, cieszą się lepszym bądź gorszym ogólnym samopoczuciem, ale żyją. Z kolei niektórym z nich nie udało się wygrać walki z tym wstrętnym choróbskiem pozbawionym litości...
Czasami wydaje nam się, że jesteśmy Pan(i)ami życia, którym w zasadzie nic nie straszne - jesteśmy za młodzi, za silni, za dobrzy, zbyt zapracowani na chorowanie. A tu nagle - trach! Okazuje się, że dzieje się z nami coś niedobrego - świat zaczyna się nam walić, ale kiedy patrzymy na nasze otoczenie - wszystko kręci się nadal, inni żyją tak jak wcześniej... W czasie poważnej choroby, kiedy człowiek ma nóż na gardle, zaczyna wracać wspomnieniami do minionych wydarzeń, co pobudza do wielu refleksji, a także rozmyślania nad swoim życiem. Dlatego nieraz warto postawić wszystko na jedną kartę, wywrócić swoje życie do góry nogami i spróbować czegoś nowego, zwłaszcza w obliczu nieuleczalnej choroby...
Historia przedstawiona przez Katarzynę Zyskowską-Ignaciak pokazuje, że nie warto trwać w niesatysfakcjonującym związku dla dobra innych czy z samego przyzwyczajenia, bo jest to męczące zarówno dla nas, jak i dla reszty bliskich. Nieustannie należy dbać o siebie - i o zdrowie, i o samopoczucie, bo jest to niezwykle istotne. Życie Łucji pokazuje również, że prawdziwa miłość nie patrzy na wiek, dlatego warto dbać o to, co nam jeszcze zostało. Ponadto zawsze należy korzystać z pomocy i wsparcia bliskich osób, bo po to ich mamy. Nie ukrywam, że Wieczna wiosna to historia smutna, ale jednocześnie dająca nadzieję - szkoda tylko, że zbyt schematyczna i przewidywalna.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Grunt to okładka, Moja półka, Pod hasłem, Polacy nie gęsi oraz Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (1,7cm).
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
To takie trywialne stwierdzenie, ale lubiłam takie historie, a teraz ich unikam. Są pełne melancholii, a ona zawsze odbiera mi chęć działania
OdpowiedzUsuńNawet pomimo tego, że jest zbyt schematyczna i przewidywalna to z chęcią ją przeczytam. Lubię czytać takie prawdziwe historie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, jeżeli rozejrzę się dookoła nie brakuje podobnych przypadków. Ciężko jest dostrzec optymizm i nadzieję, ale warto się przemóc.
OdpowiedzUsuńMam wielką chęć na tę książkę, jak i całą twórczość tej autorki:)
OdpowiedzUsuńPoważny temat, tym chętniej sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńChociaż takie historie mnie strasznie dołują, to przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńNiektóre osoby nie potrzebują choroby, by pobudzała ich do refleksji - całe szczęście :-)
OdpowiedzUsuńPięknie o niej napisałaś. Bardzo mnie to cieszy tym bardziej, że jestem fanką tej powieści. Oczywiście - to nie jest powieść bez wad, ale powieść warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńRecenzja świetna, ale książka mnie nie zainteresowała, więc raczej wątpię, że ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOstatnio czytam bardzo wiele recenzji o książkach mających podobne podłoże. Rak, zmagania z nim, dylematy i rozterki, depresje oraz walka o życie to prym w ich słowach. Jednak nie lubię takich historii. Po przeczytaniu ich zawsze wpadam w smutek i refleksję, że na świecie jest tak nieprzyjemnie i złowrogo. Niezliczone choroby i ich następstwa to plaga całej cywilizacji. Niestety. Dla własnej psychiki po prostu unikam takich książek.
OdpowiedzUsuńJak ładnie się tutaj u Ciebie zrobiło- prześlicznie. Z początku nie poznałam że to Twój blog :)
OdpowiedzUsuńNa książkę poluje już od dłuższego czasu.
Bardzo dziękuję! Staram się dbać o bloga, a Ciebie zapraszam częściej! :)
UsuńDziś skończyłam czytać książkę o rozmaitych rzadkich chorobach i przez to dopadają mnie rozmaite refleksje, na temat życia, jego kruchości, nieszczęść, które spadają jak grom z jasnego nieba. Przygnębiające, ale i otrzeźwiające.
OdpowiedzUsuńA opisywana przez Ciebie książka wydaje się ciekawa.
Do tej pory czytałam dwie książki autorki "Upalne lato..." - obie bardzo mi się podobały, chciałbym i inne przeczytać, może kiedyś uda mi się i tą przeczytać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam obie książki, chociaż "Upalne lato Marianny" skradło moje serce bardziej. :)
UsuńZdecydowanie chciałabym mieć ją na swojej półce.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na konkurs na moim blogu! :)
Jak wiesz, nie znam jeszcze twórczości autorki a "Upalne..." (jak widziałaś) niedługo przede mną, więc na chwilę obecną nie czytam recenzji w całości :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą książką. Mam koleżankę, która zmaga się z rakiem i taka tematyka jest mi w pewnym sensie bardzo bliska.
OdpowiedzUsuńMam tą książkę w planach, więc na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńChyba książka nie dla mnie, choć recenzja mi się spodobała. Teraz będę mieć poważny dylemat...
OdpowiedzUsuńPrzetestuję tą książkę na mojej mamie, ponieważ jeżeli o mnie chodzi to do końca przekonana nie jestem.
OdpowiedzUsuńTakie historie działają na mnie dołująco, refleksyjnie lub mobilizująco. Najczęściej jest to mieszanka wszystkich tych stanów. Uwielbiam taką tematykę.
OdpowiedzUsuńCzytałam i wspominam naprawdę dobrze, ale wątek romansu nie do końca mnie przekonał... Za szybko i bez zająknięcia przyjęto widmo śmierci, brakowało mi uczuć tego mężczyzny.
OdpowiedzUsuńLubię taką tematykę, ale myślę, że jak na razie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPomimo schematyczności i przewidywalności chętne przeczytam.
OdpowiedzUsuńKupiłam tę książkę po spotkaniu autorskim z panią Ignaciak - jej opowieść o tej książce tak mnie zaintrygowała, że kupiłam Wieczną wiosnę. Mam nadzieję, że mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńRak to straszna choroba.... A książkę z chęcią przeczytam, mimo, że przewidywalna wg Ciebie.
OdpowiedzUsuńWartościowa książka. Nie słyszałam akurat o tym tytule autorki, ciesze się, że napisałaś o tej książce.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zamówiłam, więc wpadłam przeczytać recenzję:)
OdpowiedzUsuńZ pewnością ją przeczytam, lubię takie książki, a ta stoi już na mojej półce :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń