Życie rzadko bywa przewidywalne - najczęściej zaskakuje, jednak nie zawsze pozytywnie. Często mówi się, iż nieszczęścia chodzą parami, bo niejednokrotnie po jednym upadku przychodzi kolejny. Na szczęście po burzy zawsze przychodzi słońce, nawet jeżeli początkowo jest nam ciężko je dostrzec...
Jasmine przebywa na urlopie ogrodniczym - została zwolniona z pracy, ale jeszcze przez rok nie może zatrudnić się w konkurencyjnej firmie, w zamian za co dostaje wynagrodzenie. Wiele osób byłoby zachwycony - rok wolnego, za który dostaje się pensję, czyli spełnienie najskrytszych marzeń. Niestety Jasmine nie jest zadowolona ze swojej sytuacji, w czym nie pomagają jej bliscy, na każdym kroku poszukujący jej konkretnego zajęcia. Kobieta niemal całe dnie spędza na obserwowaniu swojego sąsiada, Matta Marshalla, będącego prezenterem w największej irlandzkiej stacji radiowej. Jasmine nienawidzi Matta za jego poglądy, a także okropne zachowanie względem żony i dzieci wynikające z nadużywania alkoholu. W końcu życie Matta sypie się, jego rodzina zaczyna go nienawidzić, a Jasmine jest niemym świadkiem sąsiedzkiego załamania. Z dnia na dzień poznaje Matta, zmieniając o nim zdanie, a także starając się rozumieć jego punkt widzenia na różnorodne sprawy...
Teraz rozumiem, że nigdy nie zastygamy w miejscu, nasza podróż nigdy się nie kończy, bo nigdy nie przestaniemy się rozwijać i rozkwitać; kiedy gąsienica myślała już, że świat się skończył, stała się motylem. *
Niejednokrotnie główna bohaterka irytowała mnie do tego stopnia, iż odkładałam książkę na półkę. Niby dorosła kobieta, ale jej zachowania mogłaby powstydzić się niejedna nastolatka. Ponadto nienawidzenie sąsiada z naprzeciwka połączone z nieustannym śledzeniem jego każdego kroku... to zakrawa o problemy psychiczne. Traktowanie siostry również jest nie w porządku, bo jak można wymagać od innych, aby traktowali Heather jako normalną dojrzałą kobietę, skoro sama Jasmine nie potrafi zaufać siostrze, nieustannie dając do zrozumienia, że jest ona upośledzona i zasługuje na totalną opiekę? Kobieta niepotrzebnie rozkłada nad siostrą parasol ochronny, zamiast wspierać ją w jej działaniach. Hipokryzja goni hipokryzję, co nie pomaga we wzbudzeniu sympatii do głównej bohaterki.
Po udanej przygodzie z Love, Rosie byłam nastawiona na równie intrygującą lekturę, trzymającą w napięciu i zapewniającą masę emocji. Nie ukrywam, że książka Kiedy cię poznałam nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jakiego oczekiwałam. Sam zarys fabuły czy opis przedstawionej historii wydają się interesujące, jednak w ostatecznym rozrachunku powieść okazuje się dość nudna. Początkowo spodziewałam się niezłej i wciągającej lektury, jednak z każdą kolejną kartką mój zapał opadał, czego skutkiem było czytanie tej powieści około dwóch tygodni, co wydaje się ogromem czasu, jak na ową ilość stron. Akcja dzieje się nieustannie w tych samych miejscach, nie zaskakuje niczym, a bohaterowie wydają się nieco ospali, a niekiedy wręcz pozbawieni życia. Owszem, wątek alkoholizmu, rozpadu rodziny czy zespołu Downa to tematy ważne i absorbujące, jednak reszta książki, pozbawiona jakiejkolwiek dynamiki, burzy moje zadowolenie.
Śledząc recenzje tej powieści, zauważyłam mnóstwo pozytywnych opinii, zatem widać, że najnowsza powieść Cecelii Ahern przypada do gustu wielu osobom. Ja nie znalazłam w Kiedy cię poznałam tego, co zachwyciło mnie chociażby w Love, Rosie, zatem moje odczucia i emocje nie szybowały w górę wraz z każdą kolejną kartką, którą przewracałam. Każdy sam podejmie decyzję o sięgnięciu po tę historię - ja nastawiłam się na niezwykle absorbującą powieść i poczułam zawód. Ta opowieść niekiedy budzi uśmiech na twarzy, a na pewno pobudza do refleksji, więc z pewnością niektórzy znajdą w niej coś dla siebie.
Kiedy cię poznałam to powieść dająca nadzieję na lepsze jutro. Przedstawiona historia ukazuje, że nie może być ciągle źle, ponieważ problemy są po to, aby je przezwyciężać. Gdybyśmy zawsze mieli łatwo i przyjemnie, to z pewnością nie potrafilibyśmy docenić dni, w których jest po prostu dobrze. Historia poznanych bohaterów uświadamia, że ZAWSZE warto walczyć o to, czego pragniemy, a także o ludzi, których kochamy, bo czasami wystarczy, aby ktoś dostrzegł nasze starania, a wtedy już wszystko pójdzie z górki. Zatem głowa do góry, pierś do przodu i wyruszajmy na poszukiwanie lepszego jutra, bo na pewno nadejdzie.
* cytat ze str. 413
Przeczytałam również:
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Wczoraj skończyłam czytać tę książkę i oceniłam ją bardzo podobnie. Za dużo wątków, fabuła o wszystkim i o niczym w zasadzie, momentami monotonna i irytująca często bohaterka ;/ ,,Love, Rosie" mnie zachwyciło, a ,,Kiedy cię poznałam" nie do końca.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jestem sama w swoich osądach... Z niecierpliwością czekam na Twoją recenzję!
UsuńMuszę koniecznie sięgnąć po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://monicas-reviews.blogspot.com/
Z trzech przeczytanych przeze mnie książek tej autorki, ta podobała mi się najmniej, jednak i tak była dobra :)
OdpowiedzUsuńJa na pewno sięgnę jeszcze po osławione "P.S. Kocham Cię" (tym bardziej, że czeka na półce od kilku lat...) - jeżeli spodoba mi się co najmniej tak jak "Love, Rosie", to pewnie dam jej jeszcze szansę. :)
UsuńPoprzednie książki Ahern przypadły mi do gustu.. Co do tej mam mieszane uczucia, nie wiem czy po nią sięgnę...
OdpowiedzUsuńNa razie przede mną "Love, Rosie" tej autorki :)
OdpowiedzUsuńMam ją na swojej liście.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie znam książki tej autorki, tylko czytam pochlebne recenzje...
OdpowiedzUsuńWolę Ahern w starszym wydaniu. Jej pierwsze książki były zdecydowanie ciekawsze, bardziej pobudzające wyobraźnię, wciągające. Teraz wydaje powieść za powieścią, coraz częściej nudne. Dlatego nie kuszą mnie jej najnowsze pozycje. Szkoda, że "Kiedy cię poznałam" zawiodła Cię.
OdpowiedzUsuńDlatego teraz na pewno przyjdzie czas na "P.S. Kocham Cię", a jeśli ta pozycja spodoba mi się, to sięgnę po starszą twórczość Ahern. :)
Usuńświetny blog! niedawno go odkryłam i zamierzam odwiedzać go co raz częściej :) Kocham czytać i widzę, że nie tylko ja! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie :
http://moskwasworld.blogspot.com/
W takim razie zapraszam częściej :)
UsuńCzytałam jedną książkę tej autorki i myślę, że czas sięgnąć po kolejne jej dzieła, jednak nie wiem, czy to będzie akurat ta powieść...
OdpowiedzUsuńZawsze mam nerwy na irytujące bohaterki, bo takie głupoty skutecznie odrzucają mnie od książek. Ale pewnie kiedyś przeczytam, bo mam wiele sympatii do tej autorki, nawet jeśli czasami zawodzi.
OdpowiedzUsuńA mnie tam się ta książka podobała, a główną bohaterkę nawet udało mi się obdarzyć dość dużą sympatią :)
OdpowiedzUsuńO, widzisz! :) Co prawda, nie jestem jakoś mega negatywnie nastawiona do Jasmine, bo parę razy uśmiałam się z jej perypetii, ale jednak częściej irytowała mnie niż wzbudzała sympatię. ;-)
UsuńMnie ta książka po prostu schwytała za serce. Piękna historia, która nastraja optymistycznie.
OdpowiedzUsuńNa półce czekają na mnie dwie nieprzeczytane powieści Ahern, więc póki co poczekam z kupowaniem "Kiedy cię poznałam". Co do oceny powieści to cóż, pisarka ma ich na koncie coraz więcej, więc nic dziwnego, że trafiła się słabsza historia.
OdpowiedzUsuńIrytująca główna bohaterka, jej nadopiekuńczość wobec siostry, ospali bohaterowie, zewsząd wiejąca nuda - miałam dokładnie takie same odczucia co do tej książki. I spodziewałam się dużo więcej po fenomenalnej "Love, Rosie". Wielkie rozczarowanie...
OdpowiedzUsuńTo książka zupełnie inna niż "Love Rosie", ale ja odnalazłam w niej klimat tak chcrakterystyczny dla Ceceli Ahern. Tu jest spokojniej, ale równie pięknie:)
OdpowiedzUsuńWidzisz, ja z kolei w "Love, Rosie" nie znalazłam totalnie nic urzekającego - bohaterowie wyłącznie mnie denerwowali. Myślę, że z prozą Ahern tak właśnie będzie, bo to opowieści mocno obyczajowe, mocno emocjonalne, więc grają w pewnym sensie na naszych indywidualnych doświadczeniach, przekonaniach, itp. :)
OdpowiedzUsuńA mnie się podobało :) "Love, Rosie" zresztą też :)
OdpowiedzUsuńTym razem spokojnie przeczytałam całą recenzję :) i stwierdzam, że nasze opinię są jednakowe w przypadku oceny tej książki.
OdpowiedzUsuńLove Rosie była świetną i czułam jakbym spadała z wysokiego konia podczas lektury tej powieści. Mimo że porusza ważne tematy to nie mogę się nią zachwycać. P.S. Kocham Cię też jeszcze przede mną
Ahern czytałam ,,Love, Rosie" i ,,Podarunek". Niedawno kupiłam ,,Pora na życie". Skoro ta jest słabsza na razie ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń