Położna. 3550 cudów narodzin - Jeannette Kalyta

Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 13 stycznia 2014
Liczba stron: 328

Już dawno zauważyłam pewną tendencję u niektórych ludzi - jeżeli spotkało ich coś nieprzyjemnego, bolesnego i niewartego wspominania, to zdają się oni czerpać dziwną i niezrozumiałą przyjemność ze świadomości, że innych również to spotyka. Nieraz odczułam, że pewne osoby nie mogą przeboleć, iż inni mogą przejść przez życie w lżejszy sposób, dlatego starają się różnorodnymi sposobami sprawić, aby reszta miała przynajmniej tak źle jak oni. Na szczęście istnieją na świecie też dobre dusze, które posiadając złe doświadczenia, pragną uchronić innych od złych wspomnień.

Jeannette Kalyta nie miała łatwego pierwszego porodu, a i drugi nie był najwspanialszy. Personel okazał się opryskliwy oraz pozbawiony empatii - kobieta postanowiła być zupełnie inną położną niż te, które spotkała na swojej drodze. Jak widać, w wielu przypadkach chcieć oznacza móc... Jeannette nie poddawała się nawet wtedy, kiedy szła pod prąd, wbrew wszystkim dotychczasowym zasadom oraz przekonaniom. Od zawsze pragnęła pracować w innych warunkach niż te, które od lat panowały w polskich szpitalach. Wielu traktowało to jako głupotę i tymczasowe widzimisię, jednak Kalyta, niekiedy nieświadomie, szła z duchem czasu, każdego dnia walcząc o porody rodzinne, zwiększanie świadomości o własnej cielesności, możliwość rodzenia w pozycjach wertykalnych bądź w wodzie, bez nadmiernych oraz często zbędnych medycznych zabiegów. 

Poród zbliża się do mnie wielkimi krokami i przyznam szczerze, że najbardziej napawa mnie lękiem świadomość, iż mogę trafić na nieodpowiedni personel, który nie wspiera, niedokładnie dba o komfort i zdrowie rodzącej, często zupełnie ignoruje jej prośby. Myślę, że jeszcze wiele czasu upłynie, aż na polskich porodówkach będzie podobnie jak w wielu innych krajach, gdzie najważniejsze jest dziecko oraz jego mama, a nie procedury, papierologia oraz zabieganie o jak najmniejsze wydatki. Niestety nadal w niektórych szpitalach nie podaje się znieczulenia, kobieta musi rodzić na leżąco (bez możliwości przyjęcia bardziej wygodnej pozycji), szpitalne jedzenie woła o pomstę do nieba, zamiast pomóc młodej mamie w rozbujaniu laktacji - podaje się butelkę z mlekiem modyfikowanym, ciężarna nie ma możliwości cesarskiego cięcia, kiedy nie czuje się już na siłach, a jedynym wyjściem jest zapłacenie lekarzowi. Cholernie smutne jest to, że w wielu przypadkach uświadamianie o tym, że poród może przebiegać zupełnie inaczej, jest walką z wiatrakami, ponieważ liczni lekarze i położne są ślepi, głusi i zbyt leniwi

Położna. 3550 cudów narodzin to autobiograficzna opowieść o życiu wspaniałej i przepełnionej pasją położnej, która codziennie jest świadkiem ogromnych wzruszeń oraz radości, ale niekiedy również smutku, bólu i rozpaczy. Łza kręci się w oku, kiedy człowiek czyta o śmierci maluszków, zarówno tych w łonie matki, jak i umierających od razu po porodzie... Pewne sytuacje, jakie opisuje Jeannette Kalyta, zbudziły we mnie przerażenie oraz niemałe zaszokowanie, chociażby matka jedząca własne łożysko czy potrzeba świadomości tego, jak przebiegały porody w rodzinie, ponieważ wbrew pozorom mogą one mieć niebagatelny wpływ na wydawanie na świat kolejnych członków rodziny. 

Polecam tę książkę wszystkim kobietom, które nie godzą się na odarcie z godności oraz przedmiotowe traktowanie. Jeannette Kalyta uświadamia, że warto żyć w zgodzie z własną naturą, a harmonia pomiędzy ciałem i duszą jest niezmiernie istotna. Dzięki tej lekturze wydaje mi się, że trochę mniej boję się porodu, chociaż nie ukrywam, że z tyłu głowy zawsze jest strach, którego nie potrafię przegonić na dobre...

 Książka bierze udział w wyzwaniach: Moja półka, Polacy nie gęsi oraz Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,5cm).

22 komentarze

Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...

  1. Kilkakrotnie czytałam o tej publikacji i czuję, że przyjdzie czas, w którym będę łapczywie pochłaniać to nietypowe tomisko. Nie nadejdzie to jednak prędko, choć podoba mi się jak Ty napisałaś o książce Jeannette Kalyty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję - starałam się nie napisać zbyt dużo, ale też przekazać własne wrażenia na temat tej lektury. :)

      Usuń
  2. Myślę, że to wartościowa lektura, jednak na razie nie jest ona dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że miałam przeczytać tę książkę i jakoś mi umknęła. Dzięki za przypomnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie zapraszam na bloga http://czytajacechochliki.blogspot.com/ o książkach, którego prowadzę z przyjaciółką :D oczywiście miło by było, gdybyś zostawiła po sobie ślad :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zaproszenie. Mi również byłoby miło, gdybyście, oprócz czystej reklamy, zawarły jakikolwiek komentarz do postu, pod jakim piszecie... ;-) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Muszę przyznać, że Cię podziwiam. W błogosławionym stanie czytasz takie książki - ja bym pewnie sobie coś wkręciła i bym nie mogła spać po nocach! Ale na pewno zainteresowałaś mnie tą pozycją :)
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie większość osób dziwi się, że w ogóle potrafię czytać takie książki i wysłuchiwać różnorodne historie porodowe. Owszem, niekiedy ciarki przechodzą mi po plecach, a pot pokazuje się na czole, ale jednak wolę nastawić się na trudne sytuacje, jakie mogą się zadziać, aby nie zawieść się, a ewentualnie miło zaskoczyć. :)

      Usuń
  6. Teraz chyba nie jest ten czas, żeby się mocno rozglądała za tą książka, ale na pewno wydaje mi się na tyle interesująca, że kiedyś przeczytam. Nie tylko w położnictwie, ale w ogóle dobrze, że są ludzie, którzy wymykają się schematom i wychodzą poza utarte (i nie zawsze dobre) ramy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Początkowo zawsze traktowani są jak wariaci, a później okazują się tymi najlepszymi...

      Usuń
  7. Książki nie czytałam, ale zapoznałam się z kilkoma jej pozytywnymi recenzjami. Być może kiedyś nadejdzie czas, by przeczytać publikację pani Kalyty :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję:)

    A książka zapowiada się interesująco!

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka czeka na półce już od dnia premiery. Może w końcu zabiorę się za jej lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Będzie troszkę z innej beczki, ale tak jakoś zaczęłam zgłębiać temat i się zastanawiać. Myślisz, że autorka tej książki to TA Jeannette Kalyta, która mi od wielu lat kojarzy się jedynie z: "tu nazwa środka do higieny intymnej" polecam, Jeannette Kalyta. A bardziej poważnie, to biorąc pod uwagę doświadczenie pani Kalyty (nawet jeśli reklamowała różnorodne środki i jeśli nie cała, to przynajmniej z pół Polski dostawało białej gorączki słysząc jej nazwisko), to opisana przez Ciebie pozycja musi być publikacją wartościową. Chwilowo nie do końca pociągają mnie takie tematy, ale w przyszłości, kto wie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, to właśnie TA pani. ;-) Generalnie białej gorączki dostaje się, kiedy człowiek słyszy różnorodne reklamy - ta nie wyróżnia się niczym na tle innych. A kobieta godna podziwu za to, jak działa w polskim położnictwie. :)

      Usuń
  11. Mój pierwszy poród tragiczny nie był. Rano zaczęły się skurcze przybierające stopniowo na sile, ale o 16 było już po wszystkim. Pomimo tego, że jakiejś wielkiej przykrości od personelu nie doświadczyłam to muszę przyznać, że cały pobyt w szpitalu był dla mnie jakby wyrwany z normalnego życia, taki nieco inny świat. Już sam poród i jego fizjologia wydaje mi się poniżej godności kobiety, ale także takie przedmiotowe obchodzenie się z pacjentkami, zero wsparcia, zalecane 'błędy merytoryczne' w opiece nad dzieckiem (np., że po naturalnym pokarmie dziecko nie musi odbijać itd.) dopełniły ten negatywny obraz. Trzeba przeżyć tych kilka dni i zapomnieć;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie bez komplikacji i po dwóch dniach uda nam się uciec ze szpitala, aby cieszyć się sobą już w domu.

      Usuń
  12. Nie kojarzę tego tytułu, raczej nie czytałam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widziałaś "Z pamiętnika położnej"? bardzo fajny i ciepły film, chociaż nie brak w nim momentów trudnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie widziałam, ale od dawna planowałam obejrzeć... Dziękuję za przypomnienie! :)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.