Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 20 marca 2014
Liczba stron: 256
Ile razy słyszeliście bądź mówiliście, że kiedyś było inaczej? Owe słowa nieraz budzą irytację, niekiedy wywołują masę wspomnień, a czasami sprawiają, że człowiek tęskni za tym, co było - nawet jeżeli wszystko było mniej dostępne i rzadsze, bo jednocześnie bardziej doceniane...
Znaki szczególne to wspomnienia Pauliny Wilk, które dotyczą jej pokolenia, czyli dzieci polskiej transformacji - tych urodzonych około 1980 roku. To pokolenie wielu zmian - zarówno tych lepszych, jak i gorszych. To ostatni obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, a pierwsi mieszkańcy wolnej Polski. W niedługim czasie nadeszło mnóstwo zmian - jedne przystępne, a inne bardzo trudne do przyswojenia. Przez wiele lat wszystkiego było mało, jednak życie wydawało się dużo mniej skomplikowane, a ludzie bliżsi sobie, mniej zabiegani i zadowoleni z tego, co mają. Bez nieustannej pogoni za dobrobytem i ciągłą potrzebą dorabiania się.
Zadłużeni, związani umowami, lepiej niż demokrację znamy pułapki rynku. Zdobyta przez pokolenie rodziców wolność polityczna, prawo do wyrażania przekonań, zrzeszania się i podróżowania przyszły w pakiecie ze zniewoleniem konsumpcyjnym.
Urodziłam się około dekady później niż bohaterowie tej książki, aczkolwiek moje dzieciństwo zdecydowanie było bliższe tym czasom niż współczesnym, gdzie najlepszymi przyjaciółmi dziecka są tablety, laptopy, smartfony i telewizory. Niegdyś czas wolny spędzany był na trzepakach i placach zabaw, grze w gumę, chodzeniu po drzewach i wyczekiwaniu słodyczy oraz owoców, które najczęściej pojawiały się dopiero na święta Bożego Narodzenia. Rodzice musieli zaganiać nas do domów, czemu opieraliśmy się rękoma i nogami, niejednokrotnie wracając z płaczem - aktualnie dzieci ronią łzy, kiedy namawia się ich na wyjście na podwórko, słysząc, że nie ma, co tam robić, bo poza domem jest nudno.
Samo wykonanie tej książki nie powaliło mnie na kolana - spodziewałam się porywającej historii, a dostałam opowieść o wszystkim, a tak naprawdę trochę o niczym, którą należy sobie dawkować, gdyż nie sposób pochłonąć ją w krótkim czasie. Pragnienie stania się głosem pokolenia nieco burzy fakt, że autorka pochodzi z dość zamożnej rodziny, zatem i tak nie miała trudnego startu - nie to, co wiele innych osób. Już jako młoda osoba miała szansę zwiedzania różnorodnych krajów czy kształcenia się w wybranym kierunku, na co nawet teraz nie stać wielu ludzi. Ponadto uważam, że niektóre wątki są zbyt przesadzone i wyolbrzymione, wszak twierdzenie, że aktualnie na wczasy nad morze nie da się pojechać pociągiem z dzieckiem i kilkoma walizkami, a niezbędne okazują się dwa samochody wypełnione po brzegi bagażem, zakrawa o śmieszność, bo chyba ktoś tu zapomina, że wiele rodzin posiada zaledwie jedno auto... Poza tym, nie wiem, jakim cudem udaje mi się przeżyć, skoro autorka twierdzi, że nie da się pomieścić z rodziną na trzydziestu pięciu metrach kwadratowych - pewnie żyję jeszcze dlatego, że mam... jeden metr kwadratowy więcej. Owszem, czasy się zmieniły, a i ludzie chcieliby żyć na wyższej stopie, ale mierzenie wszystkich jedną miarą (zazwyczaj własną) jest dość nie na miejscu, bo pomimo ogromu zmian wiele rodzin nadal żyje skromnie - oby tylko szczęśliwie.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Grunt to okładka, Pod hasłem oraz Wyzwanie biblioteczne.
Znaki szczególne to wspomnienia Pauliny Wilk, które dotyczą jej pokolenia, czyli dzieci polskiej transformacji - tych urodzonych około 1980 roku. To pokolenie wielu zmian - zarówno tych lepszych, jak i gorszych. To ostatni obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, a pierwsi mieszkańcy wolnej Polski. W niedługim czasie nadeszło mnóstwo zmian - jedne przystępne, a inne bardzo trudne do przyswojenia. Przez wiele lat wszystkiego było mało, jednak życie wydawało się dużo mniej skomplikowane, a ludzie bliżsi sobie, mniej zabiegani i zadowoleni z tego, co mają. Bez nieustannej pogoni za dobrobytem i ciągłą potrzebą dorabiania się.
Zadłużeni, związani umowami, lepiej niż demokrację znamy pułapki rynku. Zdobyta przez pokolenie rodziców wolność polityczna, prawo do wyrażania przekonań, zrzeszania się i podróżowania przyszły w pakiecie ze zniewoleniem konsumpcyjnym.
Urodziłam się około dekady później niż bohaterowie tej książki, aczkolwiek moje dzieciństwo zdecydowanie było bliższe tym czasom niż współczesnym, gdzie najlepszymi przyjaciółmi dziecka są tablety, laptopy, smartfony i telewizory. Niegdyś czas wolny spędzany był na trzepakach i placach zabaw, grze w gumę, chodzeniu po drzewach i wyczekiwaniu słodyczy oraz owoców, które najczęściej pojawiały się dopiero na święta Bożego Narodzenia. Rodzice musieli zaganiać nas do domów, czemu opieraliśmy się rękoma i nogami, niejednokrotnie wracając z płaczem - aktualnie dzieci ronią łzy, kiedy namawia się ich na wyjście na podwórko, słysząc, że nie ma, co tam robić, bo poza domem jest nudno.
Samo wykonanie tej książki nie powaliło mnie na kolana - spodziewałam się porywającej historii, a dostałam opowieść o wszystkim, a tak naprawdę trochę o niczym, którą należy sobie dawkować, gdyż nie sposób pochłonąć ją w krótkim czasie. Pragnienie stania się głosem pokolenia nieco burzy fakt, że autorka pochodzi z dość zamożnej rodziny, zatem i tak nie miała trudnego startu - nie to, co wiele innych osób. Już jako młoda osoba miała szansę zwiedzania różnorodnych krajów czy kształcenia się w wybranym kierunku, na co nawet teraz nie stać wielu ludzi. Ponadto uważam, że niektóre wątki są zbyt przesadzone i wyolbrzymione, wszak twierdzenie, że aktualnie na wczasy nad morze nie da się pojechać pociągiem z dzieckiem i kilkoma walizkami, a niezbędne okazują się dwa samochody wypełnione po brzegi bagażem, zakrawa o śmieszność, bo chyba ktoś tu zapomina, że wiele rodzin posiada zaledwie jedno auto... Poza tym, nie wiem, jakim cudem udaje mi się przeżyć, skoro autorka twierdzi, że nie da się pomieścić z rodziną na trzydziestu pięciu metrach kwadratowych - pewnie żyję jeszcze dlatego, że mam... jeden metr kwadratowy więcej. Owszem, czasy się zmieniły, a i ludzie chcieliby żyć na wyższej stopie, ale mierzenie wszystkich jedną miarą (zazwyczaj własną) jest dość nie na miejscu, bo pomimo ogromu zmian wiele rodzin nadal żyje skromnie - oby tylko szczęśliwie.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Grunt to okładka, Pod hasłem oraz Wyzwanie biblioteczne.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Urodziłam się w 2000, kiedy jeszcze kochało się latać po podwórku, ale słuchając tych wszystkich wspomnień osób z pokolenia moich rodziców chciałbym jednak urodzić się 30 lat wcześniej.
OdpowiedzUsuńO jejku, to młodziutka jesteś. :) Co prawda to prawda - latanie po podwórku w latach 80-tych czy 90-tych to zupełnie inne latanie niż te po roku 2000...
UsuńMatko, chyba autorka lekko przesadziła z tymi metrami kwadratowymi. Sama nie wiem...
OdpowiedzUsuńDlatego te i podobne wynurzenia bardzo mnie poirytowały, rzutując na ogólną ocenę książki.
UsuńTo jedna takich książek, z którymi chciałbym się zmierzyć. Swego czasu było o niej głośno...
OdpowiedzUsuńTa książka była pierwszą na DKK, ja byłam niż zachwycona, bo odnalazłam moje dzieciństwo, chociaż też urodziłam się później.
OdpowiedzUsuńNajlepiej czytało mi się tę część o dzieciństwie autorki, te późniejsze - już mniej dobrze. Panie Na DKK podkreślały, że jako córka wojskowego miała inną pozycję wyjściową, nie wiem... aż tak się nie znam ;)
Otóż to! Opisy dzieciństwa były naprawdę porywające, za to te późniejsze zupełnie odstawały... To wiadome, że bycie córką wojskowego było zdecydowanie łatwiejsze niż zwyczajnego robotnika, nie oszukujmy się. ;-)
UsuńNieprzypadkowo się mówi, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego ;)
OdpowiedzUsuńPowieść o wszystkim i trochę o niczym? To ja jednak spasuje, gdyż wolę bardziej konkretne historie.
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę ponad rok temu. Dużo wątków już mi umknęło. Nie zapomnę jednak jak bardzo się irytowałam, gdy ją czytałam. Moja opinia jest bardzo podobna do Twojej. Denerwowałam się tym wiecznym narzekaniem, tym, że są na przegranej pozycji, że wszystkie dobre stanowiska są już pozajmowane, że muszą się uczyć, że tylko najlepsi mają jakąś szansę, że wieczna pogoń, itd. A co mamy powiedzieć my? Urodzeni w latach 90? No kurczę, czy my mamy łatwiej? Zdobyć dobrą pracę bez znajomości też udaje się tylko nielicznym.
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Nie rozumiem też narzekania osoby, która naprawdę nie miała tak ciężko, bo była już ustawiona niemal od urodzenia. Ustawianie się w szeregu z dziećmi, których rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, jest zdecydowanie nie na miejscu.
UsuńChyba musze przeczytać - to moja immieniczka i nazwisko również takie jak moje ;)
OdpowiedzUsuńChyba musze przeczytać - to moja immieniczka i nazwisko również takie jak moje ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie jesteś wręcz zobowiązana! ;-)
UsuńNie mam zbytnio ochoty...
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jakiś czas temu. To niby moje pokolenie, ale zupełnie nie tak żyłam, nie tego doświadczałam. Wiele rzeczy (już teraz nie pamiętam co) irytowały mnie u P. Wilk, ale też cenię ją za próbę opisania "moich" czasów. "Znaki szczególne" pofrunęły do moje koleżanki i nawet nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć, co mi jeszcze zgrzytało, ale coś było na rzeczy :)
OdpowiedzUsuńW takim razie widzę, że nie jestem odosobniona, jeśli chodzi o odczucia po lekturze.
UsuńChętnie bym ją przygarnęła dla wujka ;-)
OdpowiedzUsuńNie czuję się specjalnie zachęcona do tej książki, więc pewnie ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńnie wpadła mi jeszcze w łapki ta ksiażka ale z wielką przyjemnością ją przeczytam - zwłaszcza, po Twojej recenzji
OdpowiedzUsuńMoja recenzja raczej jest średnio pozytywna...
UsuńA ja podziękuję, jakoś do pozycji mnie nie ciągnie ;)
OdpowiedzUsuńZupełnie nie mój typ literatury ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest książka dla mnie, więc nawet nie będę próbować jej wypatrywać ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Nie mój typ- przynajmniej tak myślałam przed recenzją. Zaintrygowałaś mnie ;). Chyba wpadnie w moje ręce w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńA poza tym, trafiłam tu przypadkiem, ale chyba zostanę na dłużej. Świetny blog, widać, że się bardzo starasz. No i jak widać super wychodzi ;). Tymczasem zapraszam na swój blog o włosach i nie tylko: http://fairhairbyjolie.blogspot.com/ . Zostaw ślad po sobie ;)
Dziękuję za miłe słowa, bo to dla mnie bardzo ważne. Staram się blogować w sposób rzetelny - mam nadzieję, że wychodzi mi jak najlepiej. :)
UsuńMoje lata dziecięce to lata 90, ale nie dalej jak w niedzielę wspominałam z koleżanką grę w gumę i zastanawiałam się czy dziś dzieci jeszcze w to grają :) Do książki mnie jakoś nie ciągnie, bo czuję, że pojawiłoby się we mnie sporo irytacji, szczególnie w tej drugiej części. Ale fajnie, że autorka miała okazję opisać swoje spostrzeżenia, nawet jeśli ja bym się pewnie z niektórymi, podobnie jak Ty, nie zgodziła :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, jak tylko znajdę czas postaram się przeczytać :) pozdrawiam http://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/
OdpowiedzUsuńSzukałam recenzji tej książki, ponieważ jedna z moich profesorek wspominała o niej na zajęciach. Powiem Ci, że mnie zaintygowałaś .
OdpowiedzUsuń* zaintrygowałaś.
Usuń