Wydawnictwo: Czarne
Seria/cykl: Poza serią
Data wydania: 11 lutego 2014
Liczba stron: 120
Guguły to książka przepełniona wspomnieniami wydobytymi z czeluści pamięci Wioletty Grzegorzewskiej. Urodzona w 1974 roku, wychowana w małej wsi Hektary na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej opowiada o swoim dzieciństwie. Dzieli się radościami i smutkami, młodzieńczymi rozterkami oraz różnorodnymi pierwszymi razami. Dzieciństwo naznaczone nieustannym przebywaniem na podwórku z rówieśnikami, uczęszczaniem do kościoła za usilnymi namowami babci, wiejskim życiem wspominanym z sentymentem...
Pierwsze skrzypce gra tutaj realizm, dzięki któremu każdy czytelnik ma możliwość odnalezienia cząstki siebie w opowieściach Wioletki. Autorka nie idealizuje swojego dzieciństwa i czasów dorastania - przedstawia je takimi, jakie były, nie wstydząc się i nie ukrywając pewnych, niekiedy bardzo intymnych sytuacji. Nie jest to sielanka w czystej postaci, chociaż nie brakuje w Gugułach sentymentalizmu. Wszystko jest wyważone oraz podane w odpowiednio przemyślanej dawce.
Rozdziały są króciutkie - dla mnie nieco za krótkie, bo nie zdążyłam dobrze wsiąknąć w przedstawiony świat, a już ujrzałam czystą białą kartkę oznaczającą koniec książki. Nie ukrywam, że zabrakło mi także większego skupienia się na opisywanych zdarzeniach oraz potężniejszej dawki szczegółów, choć z drugiej strony podejrzewam, że właśnie taki był zamysł autorki - minimalizm w czystej postaci.
Pierwsze skrzypce gra tutaj realizm, dzięki któremu każdy czytelnik ma możliwość odnalezienia cząstki siebie w opowieściach Wioletki. Autorka nie idealizuje swojego dzieciństwa i czasów dorastania - przedstawia je takimi, jakie były, nie wstydząc się i nie ukrywając pewnych, niekiedy bardzo intymnych sytuacji. Nie jest to sielanka w czystej postaci, chociaż nie brakuje w Gugułach sentymentalizmu. Wszystko jest wyważone oraz podane w odpowiednio przemyślanej dawce.
Rozdziały są króciutkie - dla mnie nieco za krótkie, bo nie zdążyłam dobrze wsiąknąć w przedstawiony świat, a już ujrzałam czystą białą kartkę oznaczającą koniec książki. Nie ukrywam, że zabrakło mi także większego skupienia się na opisywanych zdarzeniach oraz potężniejszej dawki szczegółów, choć z drugiej strony podejrzewam, że właśnie taki był zamysł autorki - minimalizm w czystej postaci.
Chociaż lata dzieciństwa autorki nie mają nic wspólnego z moimi, wszak Wioletta Grzegorzewska jest niewiele młodsza od moich rodziców, zatem w latach 80-tych nikt nawet nie podejrzewał, że pojawię się na świecie, to poczułam bliskość z pisarką. Na szczęście jestem jeszcze z tego szczęśliwego pokolenia pozbawionego komputerów, laptopów, tabletów i smartfonów, którego jedynym zmartwieniem i powodem do płaczu był powrót do domu z podwórka (nigdy nie było dość!), dlatego doskonale rozumiem przeżycia Grzegorzewskiej.
Pielęgnujmy w sobie nasze wewnętrzne dziecko, bo tkwi ono w każdym z nas - wystarczy jedynie pamiętać o nim, pozwalając ujawnić się co jakiś czas. Podejrzewam, że niemal wszyscy możemy porównać się do tytułowych gugułów, bo mając wiele lat na karku, w głębi duszy nierzadko czujemy się niedojrzali do dorosłego życia, które jest tak skomplikowane i wymagające...
Książka bierze udział w wyzwaniach: Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania oraz Wyzwanie biblioteczne.
Pielęgnujmy w sobie nasze wewnętrzne dziecko, bo tkwi ono w każdym z nas - wystarczy jedynie pamiętać o nim, pozwalając ujawnić się co jakiś czas. Podejrzewam, że niemal wszyscy możemy porównać się do tytułowych gugułów, bo mając wiele lat na karku, w głębi duszy nierzadko czujemy się niedojrzali do dorosłego życia, które jest tak skomplikowane i wymagające...
Książka bierze udział w wyzwaniach: Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania oraz Wyzwanie biblioteczne.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Jakoś nie bardzo moje klimaty, więc nie będę się za nią usilnie rozglądać.
OdpowiedzUsuńRozumiem i nie namawiam. :)
UsuńNie wiem czy się skusze, raczej nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o książce, ale taka sentymentalna podróż do przeszłości - czemu nie. :)
OdpowiedzUsuńJa też pewnie nigdy nie usłyszałabym o niej, gdybym nie natknęła się na nią w bibliotece. Jakoś mnie przyciągnęła do siebie - chyba objętością... :P
UsuńOd dawna mam w planach tę książkę. Moi rodzice przeprowadzili się parę lat temu w rejony, z których pochodzi autorka i tata od dawna mówi mi o niej. Nawet miał mi kupić egzemplarz i wysłać na spotkanie autorskie w Częstochowie, ale akurat Mar pracował i nie było szans, żebym się wybrała. A szkoda, bo chętnie poznałabym tę autorkę i jej pełną sentymentalnych wycieczek w przeszłość książkę :)
OdpowiedzUsuńKlaudyno, myślę, że "Guguły" przypadną Ci do gustu, dlatego czekam cierpliwie na Twoją recenzję! :)
UsuńRealizm i hołd dzieciństwa bijący od książki zachęcają do lektury, jednak z drugiej strony, dla mnie czasy te są zbyt odległe i nie poczułabym tego połączenia, co Ty. Raczej odpuszczę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie słyszałam o niej wcześniej i jeśli wpadnie mi w ręce to zapoznam się z nią. Chętnie wrócę do tch czasów ez komputerów, kiedy jedynym zmartwieniem był zawsze przedwczesny powrót do domu! ;)
OdpowiedzUsuńJak to śpiewała Halina Kunicka - "to były piękne dni, po prostu pięknie dni, nie zna już dziś kalendarz takich dat..." :)
UsuńKsiążka jest w połowie rozgrzebana, rozdzialiki są krótkie jak mgnienie,masz racje za krótkie, podoba mi się klimat "Guguł" i muszę się wziąć w garść i ją skończyć, wszak to tylko 100 stron.
OdpowiedzUsuńMarto, to trzymam kciuki za ukończenie "Guguł"! Trochę brakuje mi większego skupienia się na pewnych spraw, wniknięcia w nie, bo jednak te 100 stron to trochę za mało, jak na takie obszerne tematy...
UsuńJa tak jak Ty z pokolenia bez takich sprzętów.. ;)za to radości dużo więcej w dzieciństwie było.
OdpowiedzUsuńO tak, nie trzeba nam było technologicznych nowinek, aby być szczęśliwym... :)
UsuńOj to nie dla mnie ;/
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej pozycji, ale gdy uda mi się ją dorwać to dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, o których mówi i pisze się bardzo mało. Trochę szkoda. ;-)
UsuńJaki to był płacz, jak mama zabierała nas z podwórka do domu. Przecież rozorywaliśmy ostatnią rundę w grę - kapsel do dołka 😊 z chęcią przeczytam książkę, a zakończenie Twojej recenzji, jak najbardziej mnie przekonuje do tej książki 😊
OdpowiedzUsuńA teraz dzieci płaczą, kiedy rodzice wyganiają je na podwórko. To smutne...
Usuń