rozszerzanie diety niemowlaka - BLW


Niedługo nadejdzie wiekopomna chwila rozszerzania diety Jasia. Przyznam szczerze, że na razie podchodzę do tego zagadnienia jak pies do jeża - natłok różnorodnych informacji sprawia, iż niekiedy gubię się w tym temacie. Niby nic skomplikowanego nie ma w karmieniu dziecka, ale to tylko pozory, bo jak tu konsekwentnie dążyć do jednego wzorca żywienia, kiedy pojawiają się wątpliwości. Podawać słoiczki czy codziennie gotować, kiedy dziecko jest na tyle absorbujące, że niekiedy nie ma czasu na złapanie czegokolwiek z lodówki? Czy warzywa i owoce znajdujące się w zwykłym sklepie nadają się do podawania maluchowi? Skąd wziąć mięso dobre jakościowo? Rozpoczynać od papek czy od razu dawać kawałki? Naczytałam się ogromu różnych opinii i bardzo zainteresowało mnie BLW, dlatego zapragnęłam zgłębić temat, jednocześnie ciesząc się, że do rozszerzania diety pozostało mi aż (a tak naprawdę tylko) miesiąc...

BLW, czyli Baby led-weaning, a w polskiej wersji Bobas Lubi Wybór, to metoda zachęcająca dziecko do samodzielnego jedzenia, a początkowo jedynie próbowania potraw. BLW pozwala dziecku na dokonywanie eksperymentów jedzeniowych - bawienie się smakiem, konsystencjami, zapachem czy różnorodnymi fakturami. Ponadto maluch je to samo co rodzice, zatem odchodzi gotowanie dwóch różnych dań, a ogromnym plusem dla figury mamy i taty jest fakt, iż potrawy są zdrowsze niż do tej pory. Jedynym mankamentem może okazać się bałagan, ale czy nie ma go, kiedy rodzic wędruje łyżeczką do buzi dziecka, której zawartość nagle ląduje na ubraniach, krzesełku, podłodze, a nawet ścianie? Myślę, że sprzątnięcie kawałków warzyw czy mięsa jest łatwiejsze, aniżeli szorowanie podłogi z plam po papce. Poza tym - brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. 

Wiele osób uważa, że ogromnym minusem tej metody jest fakt, iż dziecko bawi się jedzeniem, zamiast jeść, bo niewiele z tego, co próbuje, trafia do buzi. Powinniśmy jednak pamiętać, że do pierwszego roku życia podstawowym pokarmem dziecka jest mleko, dlatego dodatkowe potrawy mają polegać na poznawaniu nowych smaków, a nie najadaniu się. Tym, co martwi mnie najbardziej jest możliwość zakrztuszenia bądź zadławienia. Tak jak w pierwszej sytuacji nie ma większego zagrożenia, tak w drugiej można dostać palpitacji serca... Sama mam, a przynajmniej miałam, problemy w tej kwestii, dlatego strasznie jestem wyczulona na to. Jedynym wyjściem będzie siedzenie przy Jasiu i obserwowanie, czy nie wkłada do buzi zbyt wiele naraz. Mój syn krztusi się kilkanaście razy dziennie (tak to jest, jak chce się jeść i gadać w tym samym czasie), ale na szczęście nigdy nie musiałam interweniować, ponieważ potrafi poradzić sobie z tym. Wierzę, że i podczas spożywania poważniejszych potraw będzie podobnie. 

Gotowość dziecka na rozszerzanie diety polega na wieku, czyli ukończeniu szóstego miesiąca życia, umiejętności stabilnego siedzenia na kolanach rodzica lub wysokim krzesełku, a także zainteresowaniu jedzeniem i prawidłowej koordynacji. Nie wiem, czy Jaś na początku siódmego miesiąca samodzielnie usiądzie, ale myślę, że z siedzeniem na kolanach nie powinno być problemu. Nie jestem również pewna, jak będą wyglądały nasze początki - możliwe, że przez pierwsze tygodnie będę podawała mu jedzenie w mniej stałej konsystencji, aby w ogóle zobaczyć, czy rozumie o co chodzi, ale na pewno stopniowo będę przechodziła na BLW. Tym bardziej, że mam w zanadrzu książkę AlaAntkowe BLW ze świetnymi przepisami, o której pisałam Wam TUTAJ!

To nasz jedzeniowy zestaw - miseczka i talerz Liliko.pl dla Jasia, a książka dla mnie :)
Wpis bierze udział w wyzwaniu: Dziecinnie

27 komentarzy

Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...

  1. Jejku jakie to wszystko skomplikowane... mnie stresuje wyjście z siostrzenicą na plac zabaw, martwię się, by nie wróciła do domu porozbijana. Na szczęście etap karmienia mam za sobą, jest na tyle duża, że je sama, ale pamiętam dawne czasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pomyśl, co będzie z własnym dzieckiem... To codzienna praca, a oczy trzeba mieć dookoła głowy. :)

      Usuń
  2. Też wiele czytałam i słuchałam o BLW, ale jestem do tego bardzo sceptycznie nastawiona. Właściwie denerwuje mnie taka cała otoczka odnośnie żywienia maluchów i nagonka na słoiki - są złe, jak można podawać dziecku coś takiego, przecież codziennie trzeba gotować. Nie dajmy się zwariować. Dziwi mnie to, że gdy ja byłam mała, gdy moja siostra była mała to nikt nie czepiał się, że jemy raz ze słoików, raz papki przyrządzone przez mamę, czy babcię. Ja wychodzę z założenia, że swoje dziecko będę karmić tak, jak karmiono mnie czy siostrę. Nie zawsze będę mieć czas na gotowanie dziecku pożywienia, sama doskonale o tym wiem już teraz, bo przy własnej firmie i codziennym życiu nie ma się czasu na gotowanie nawet dla siebie. Nie uważam, żeby dzieci karmione papkami i słoiczkami na początku przygody z jedzeniem były w czymś gorsze, od tych które jedzą BLW. Może to też moje zboczenie, ale ja nie znoszę bałaganu i wiem, że wszystko robi się z myślą o dobru dziecka, jednak mając świadomość, że każdego dnia po kilka razy będę musiała myć i dziecko i wszystko dookoła to dostaję świra ;) Oczywiście nie mówię tutaj, że normalnie nie trzeba sprzątać i myć dziecka, ale widziałam, jak dzieci zachowują się w czasie BLW i mnie to osobiście przeraża :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nie było takiej nagonki na słoiczki, ponieważ, nie oszukujmy się, wiedza na temat dzieci była zdecydowanie skromniejsza, o czym świadczy to, jak byliśmy karmieni - żywienie co przynajmniej 3 godziny (nie na żądanie), większość kobiet karmiła mlekiem modyfikowanym, dawała już maluszkom mleko krowie, niejednokrotnie słyszałam o zagęszczaniu mleka mąką po to, aby dziecko lepiej spało. To, że my przeżyliśmy, nie znaczy, że było dobrze... Nigdzie nie napisałam, że dzieci karmione słoiczkami są gorsze, bo sama przynajmniej na początku dam kilka słoiczków ze względu na to, że na początku Jaś zje malutko, dlatego będę musiała sprawdzić, co mu smakuje, a co nie. Jednak to, co określane eko i bio, wcale takie nie jest, a niejednokrotnie w słoiczki ładowane są okropieństwa (wystarczy zajrzeć na ich fanpage, gdzie ludzie wrzucają zdjęcia, co w słoikach znaleźli), a warzywa i owoce są ze spadów po prostu... Myślę, że jak będziesz miała dziecko, to będziesz na urlopie macierzyńskim i nie będziesz prowadzić firmy (chyba, że się mylę), to czasu będzie więcej. Ja akurat wychodzę z założenia, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko i nie rozumiem mamusiek, które boją się pobrudzenia czegoś... No ludzie, przecież to normalne, że dziecko chce samo dojść do różnych rzeczy, a to wymaga "ofiar". Serio, będziesz musiała myć dziecko kilka razy dziennie - samo tego nie zrobi. ;-)

      Usuń
    2. Rozumiem, że słoiczki nie są zdrowe, jestem tego świadoma, jednak po prostu denerwuje mnie moda na eko i bio ;)
      Jak będę miała dziecka to będę prowadzić firmę, nie mam czasu na urlop macierzyński, ba, nawet nie opłaca mi się na niego iść, bo zus płacić i tak muszę, a od państwa z tego, co dostanę nie będę w stanie wspomóc domowy budżet. Nie sądzę, że dziecko i firma będą ze sobą kolidować, tym bardziej, że jestem zorganizowana i mogę mieć ruchomy czas pracy.
      Wiem, że będę musiała myć dziecko kilka razy dziennie, nie jeden raz spędzałam tygodnie z małym kuzynem i dzieciakami, którymi się opiekowałam i ich domy nie były brudne, zabawki nie walały się wszędzie, da się to zrobić, nie uważam, że jest to coś trudnego ;) Jestem osobą, która nie znosi bałaganu i brudu, nie wyobrażam sobie tony zabawek i rozrzuconego jedzenia na podłodze, bo sama się z tym źle czuję. Moi rodzice tak wychowali mnie i siostrę, gdy ona była mała w domu też zawsze było czysto i żadne zabawki czy jedzenie nie walało się po ziemi. Pedantki tak mają, niestety :)

      Usuń
    3. Ja akurat nie jestem ani eko, ani bio, ale dla swojego dziecka chcę tego, co najlepsze, przynajmniej przez pierwsze lata jego życia. Ja również nie trawię bałaganu, ale dziecko jest dzieckiem i lubi porozrzucać różne rzeczy - kwestia nauczenia, aby po zabawie posprzątało. A BLW nie musi oznaczać wyrzucania jedzenia na podłogę - to wszystko zależy od dziecka. Zresztą dla mnie problemem nie jest rozłożenie folii pod fotelik, aby w razie czego móc ją wyrzucić. Kwestia podejścia. :)

      Usuń
  3. Ja tam wprowadzać BLW nie zamierzam. Mała je mi wszystko, nie wybrzydza. Jak dla mnie to każda matka wie co dziecko lubi najbardziej. Lubi słoiczki, lubi jeść co ja zrobię. Także no, co kto lubi, co kto woli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda matka ma wybór i robi, jak uważa. Dla mnie inne mamy mogą karmić nawet energią słoneczną. ;-)

      Usuń
  4. Ja na początku nie byłam do BLW przekonana. Z czasem nabrałam ochoty na taką formę posiłków - ale u nas się to nie sprawdziło i polegało przede wszystkim na rzucaniu jedzeniem we wszystkich możliwych kierunkach ;) Kuchnia była w opłakanym stanie, a dziecko nadal głodne - ale może to dlatego, że nasz Bąbel to generalnie typ niejadka i wolał się chyba tego posiłku pozbyć, niż napełnić nim brzuszek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że nie każdemu to podpasuje. Na początku to pewnie tak wygląda, że dziecko się bawi, a mama go podkarmia. :D Mam nadzieję, że mój Jaś nie będzie niejadkiem. :)

      Usuń
  5. Ja jeszcze nie mam dzieci, ale już teraz dobrze wiedzieć takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to ja wyjdę na wyrodną matkę, bo ... pierwszy raz słyszę o tym BLW... Pati potrafiła siedzieć sama dopiero od dnia ukończenia 9 m-ca, więc co miałam robić wcześniej?
    Na początku były po prostu słoiki, i to nie dlatego że mi się nie chciało, ale tak ogromna różnorodność smaków jaka w nich była... no nie jestem w stanie zapewnić tego dziecku - króliki, indyki, cielęcinka, różne warzywka... Córa chętnie jadła, jedynie dwa smaki jej nie pasowały, ale cóż to przy takiej ilości... Od 8m-ca jej życia zaczęłam gotować i powoli wprowadzałam. Nie było problemów, ale była chętna do jedzenia :) Tyle, że nie gotowałam codziennie, bo to nie do ogarnięcia, co drugi dzień gotowałam i było ok :)
    Ważne, by rozszerzanie zaczynać od warzyw a nie od deserków czy owoców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parę lat temu niewiele się słyszało o BLW, więc nie dziwię się, że o tym nie wiedziałaś, ale... już wiele lat temu dzieci były tak karmione. W BLW wystarczy, aby dziecko siedziało z podparciem na kolanach rodzica, a nie potrafiło siedzieć samodzielnie. Ja też nie mam zamiaru gotować codziennie, bo tego nie lubię, ale raz na dwa czy trzy dni dam radę. Poza tym już mrożę różnorodne warzywka czy owoce, więc na zimę będzie jak znalazł. :) A co do zaczynania od warzyw, to jasna sprawa. :)

      Usuń
  7. Szczerze mówiąc myślę, że można sobie dobrze poradzić bez tej książki (patrząc na moją siostrę i jej bobaska), ale oczywiście czasami warto zasięgnąć do jakiejś wiedzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że można, jeśli umie się robić różnorodne potrawy bez przepisów... Ja akurat muszę mieć wszystko podane jak na tacy, więc dla mnie przepisy są niezbędne w kuchni.

      Usuń
  8. Nie wiem jak ja sobie z tym poradzę jak będę już mamą...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie słyszałam wcześniej o skrócie BLW więc dziękuję za jego definicję. Po książkę raczej nie sięgnę, przynajmniej nie w najbliższym czasie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi w najbliższym czasie to się nie przyda, ale na przyszłość dobrze wiedzieć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W razie czego zapraszam ponownie do moich wpisów, jak już będzie coś się działo! ;-)

      Usuń
  11. My stosowałyśmy z Różą BLW wręcz ortodoksyjnie, nie dopuszczałam papek ani karmienia. Dla mnie było to super wygodne; żadnego specjalnego gotowania, przygotowywania. Wszyscy jedliśmy to samo albo po prostu jakieś warzywa gotowałam na parze i gotowe. No i wreszcie wszyscy jedliśmy wspólnie, w spokoju. Róża radziła sobie super, nigdy żadnych problemów nie było. Nie wiem też skąd takie halo z bałaganem. Zazwyczaj było po prostu kilka resztek na podłodze, które zgarniałam mokrą chusteczką. Nigdy żadnych kataklizmów i sprzątania. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek musiała myć dziecko po posiłku. To jednak, co mnie bardzo zawiodło to efekty, których nie ma wcale. Po kilku miesiącach względnego zainteresowania jedzeniem Róża znudziła się tą "zabawą". Do dziś jest strasznym niejadkiem, nie chce próbować nowych smaków. Bezpośrednio z BLW wynika jej ogromna niechęć do siedzenia przy stole. Po kilku kęsach stwierdza, że nie jest już głodna i nie da się jej utrzymać na krześle, bo przecież nigdy siedzieć w nim dłużej niż to konieczne nie musiała. Okropnie to męczące, zwłaszcza jak gdzieś jesteśmy.
    Tym razem zrobię trochę inaczej. Ale jedno wiem na pewno - nie będę dawać gotowych słoiczków. To nawet nie chodzi o ich skład, chociaż potwierdzona obecność MOM-u (zmielone oczy, kopyta...) nie nastraja pozytywnie. Raczej chodzi o to, że pulpy z owoców i warzyw są wielokrotnie mrożone i pasteryzowane, przez co kompletnie tracą swoje wartości odżywcze. Jedyne co się w nich znajduje to sztuczne witaminy. Wszystkim o nastawieniu "hurra, słoiczki!" polecam artykuł: http://dziecisawazne.pl/odwiedzamy-fabryke-gerbera/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dzisiaj zakupiłam wkładkę do gotowania na parze i w zasadzie cieszę się, że dzięki BLW i gotowaniu Jasiowi, my z mężem też będziemy jeść zdrowiej i regularniej. ;-) Ja jestem osobą, u której wszystko musi leżeć na swoim miejscu, ale nie widzę żadnego problemu z ewentualnym bałaganem po posiłku - przecież wystarczy posprzątać... a widzieć radość swojego dziecka, które samodzielnie może poznawać nowe struktury i smaki, jest dla mnie bezcenna i warta każdego nieporządku. Poza tym co za problem podłożyć pod krzesełko kawałek folii, ceraty czy innego materiału, który po posiłku można złożyć i wyrzucić wraz z resztkami. ;-) Faktycznie szkoda, że efekty zaskoczyły nieco negatywnie, ale możliwe, że i gdybyś ją karmiła, byłoby podobnie. A jak masz zamiar postępować teraz z synkiem?
      Dziękuję za link - właśnie słyszałam o tych odwiedzinach, chętnie poczytam.

      Usuń
    2. Tym razem owoce, warzywa, mięso w kawałkach, wspólne siadanie do posiłków, elementy tego, co jemy - tu bez zmian. Ale dodatkowo się zmuszę i będę gotować te przecierane zupki i dawać codziennie, o stałej porze. Do tego kaszka wieczorem. Co potem - nie wiem. :) Chciałabym jednak wyrobić w nim (dziecku :P ) zwyczaj jedzenia. Męczył mnie bardzo mój pierwszy niejadek, który w wieku 15 miesięcy nadal żywił się wyłącznie mlekiem z piersi.

      Usuń
  12. Osobiście jestem dosyć sceptycznie nastawiona do BLW, chyba głównie z powodu tych zakrztuszeń. Nie przekonuje mnie po prostu taki sposób żywienia. My powolutku próbujemy z ALusią papek, idzie raz lepiej, raz gorzej, ale nie zamierzam uciekać od słoiczków. Jak napisał ktoś powyżej różnorodność jest ogromna, a nie wyobrażam sobie kupowania osobno jagnięciny itp. Podobnie zimą z owocami. Teraz mam czas, więc mogę gotować przysłowiową jedną marchewkę, ale kiedy wrócę do pracy, wszystko się zmieni. Także tego... niech każdy działa ze swoim dzieckiem tak, jak czuje ;-) zresztą dzieci są różne i każde inaczej może reagować.

    OdpowiedzUsuń
  13. Metoda BLW to także uczenie dziecka podejmowania samodzielnych decyzji. To dziecko decyduje, co, jak i w jakiej ilości zje. Nie musimy się martwić, że będzie głodne, jeśli zje niewiele – pamiętajmy, że nadal podstawą jego diety jest mleko. Zwolennicy stosowania tej metody twierdzą również, że obserwując jakie pokarmy dziecko instynktownie odrzuca, można dowiedzieć się nie tylko, jakie są jego preferencje smakowe, ale także na jakie produkty dziecko jest prawdopodobnie uczulone. Wadą metody BLW jest przede wszystkim to, że stosując ją mamy o wiele więcej do sprzątania, ponieważ dziecko chętnie rozrzuca jedzenie, sprawdzając jego konsystencję i siłę własnych rączek.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.