Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 4 marca 2015
Liczba stron: 382
Matczyna miłość to prawdopodobnie jedynie tak potężne, bezinteresowne, poważne oraz bezgraniczne uczucie, jakim można obdarzyć drugiego człowieka. Matka kocha na zabój, jest w stanie dopuścić się najgorszych czynów, aby przychylić nieba swojemu dziecku. Jednak problem pojawia się wtedy, gdy matka kocha... za bardzo. Bo z tym uczuciem też można przedobrzyć.
38-letni Leander mieszka z ukochaną matką, której, jak określa autorka, po porodzie w prawej tylnej części mózgu wyrosła macica - jakby jednej było mało. Od pierwszych dni matka Leandra troszczy się o syna jak o największy skarb, pragnąc ochronić go przed wszystkim - zarówno jeśli dotyczy to chorób, niebezpiecznych zabawek czy innych ludzi. Matka najchętniej zamknęłaby swoje dziecko w szklanym pojemniku, aby móc patrzeć na niego godzinami, a przy tym zapewnić mu bezpieczeństwo, unikając ludzkich spojrzeń, które mogłyby zauroczyć jej potomka. Leander każdego dnia odwdzięcza się swojej rodzicielce - nie dość, że nie ma zamiaru rozstać się z Domem, W Którym Mieszka Wraz z Mamusią, to jeszcze jest na każde jej zawołanie (bez względu na to, czy potrzeba faktycznie jest nagląca, czy może poczekać). W życiu tego (prawie) 40-latka przewinęło się wiele kobiet, jednak żadna nie dorównuje Mamie. Kiedy na horyzoncie pojawia się Amelia, mężczyzna topnieje na jej widok, aczkolwiek Mama wydaje się niezbyt zadowolona...
Faceci zespoleni z matkami potrzebują więcej czasu. Trzeba ich odrywać od piersi stopniowo, delikatnie, jak plaster, który przykleiłyśmy sobie w miejscu z włoskami. Gwałtowne szarpnięcie boli, ale kiedy chuchasz, dmuchasz i zeskrobujesz kawałek po kawałku paznokciem, ból staje się bardziej znośny. *
O rany, rany, rany... Co uczynić, aby nie być taką matką jak rodzicielka Leandra? Jestem autentycznie przerażona. Po pierwsze tym, że takie relacje naprawdę istnieją - ba!, nawet znam kilka podobnych przypadków (może nie tak zaawansowanych wiekowo, ale jednak). Po drugie - zawsze obiecałam sobie, że będę wspaniałą, otwartą i wyrozumiałą teściową. Teraz boję się, bo tak kocham swoje dziecko, iż nie wyobrażam sobie, abym miała oddać mojego syna w ręce obcej kobiety (tutaj właśnie odzywa się moja macica ulokowana w tylnej części mózgu), która przerobi go na własną modłę. Po trzecie, czy ja już nie jestem zbyt podobna do matki Leandra? O rety, muszę się ogarnąć, ogarnąć, ogarnąć... Boże, daj mi siłę, abym jednak mądrze podeszła do tematu wychowywania syna (w tym przypadku z córą byłoby łatwiej!) i nie poddała się temu, co mówi moje serce, ale ruszyła głową. Tak na serio, to wierzę, że nie będzie tak źle - w końcu co innego, kiedy moje maleństwo ma kilka miesięcy i jest w pełni zależne ode mnie, a inaczej wszystko wygląda, gdy będzie już nastolatkiem, pewnie zbuntowanym oraz bacznie rozglądającym się za płcią przeciwną. Może utemperuję się trochę i nigdy nie stworzę tak chorej relacji, jaka ma miejsce w Maminsynku (oby, oby, oby!!).
Relacja Leandra oraz jego Matki jest bardzo specyficzna, przedziwna, a wręcz niezdrowa. To, co normalne w stosunku do kilkumiesięcznego bobasa, niekoniecznie sprawdza się w przypadku nastolatka czy kilkudziesięcioletniego mężczyzny, jednak oboje nie widzą żadnych problemów w swojej relacji. Ba!, kiedy jakakolwiek kobieta zwraca uwagę głównemu bohaterowi, iż jego więź z matką wygląda na zbyt bliską, Leander od razu traktuje to jako atak na jego mamusię, co staje się jednoznaczne z zakończeniem związku... z ową kobietą oczywiście, bo relacja z Mamą pozostaje nienaruszona. Zawsze.
Kobieta zawsze tak poprowadzi "ważną" rozmowę, żeby po jej zakończeniu każdy facet zadławił się wyrzutami sumienia. **
Nadopiekuńcza i nadgorliwa matka, która uważa się za ideał w każdej kwestii, to jedno. Jednak postacią najbardziej irytującą okazuje się Leander - ciamajda, jakich mało. Czuje zachwyt, gdy mamusia skacze nad nim jak nad najpiękniejszym kwiatuszkiem, a do tego oczekuje tego od każdej napotkanej kobiety. Nie widzi nic złego w tym, iż to Matka podejmuje za niego poważne decyzje, jak wybór studiów czy miejsca pracy. Jakby tego było mało, razem świętują nawet utratę dziewictwa Leandra, co w moim odczuciu jest szczytem wszystkiego. Podziwiam upór i zaangażowanie Amelii, ponieważ ja szybciutko rzuciłabym takiego faceta w cholerę, gdyż szkoda byłoby moich nerwów. Jednak ta kobieta postanawia dopiąć celu, lepiej poznając wroga oraz byciem miłą, nawet kiedy chciałaby rozszarpać przyszłą teściową.
Świetnym zabiegiem, jaki zastosowała Natasza Socha, jest podział książki na dwie części - w jednej z nich narratorem jest Leander, a w drugiej pałeczka zostaje przekazana Amelii. Pozwala to na bliższe poznanie perspektywy obojga, chociaż nadal nie pojmuję (i nie zrozumiem nigdy) postępowania głównego bohatera. Zdaję sobie sprawę z tego, że mieszkanie z rodzicem jest niezwykle wygodne, jednak w pewnym wieku człowiek powinien w końcu odciąć pępowinę i rozpocząć życie na własny rachunek. Niestety aktualnie pojawia się tendencja odwrotna, ponieważ wielu facetów odczuwa niechęć do stabilizacji, emocjonalną więź z matką (w końcu to pierwsza kobieta w jego życiu) oraz strach przed dorosłością. Do tego dochodzi jeszcze społeczne przyzwolenie na pokolenie maminsynków, w których to my, kobiety, bierzemy czynny udział poprzez notoryczne wyręczanie płci przeciwnej, bo przecież zrobimy to czy tamto lepiej i szybciej. Pamiętajmy, że od dzisiaj przychodzi kres temu zachowaniu - dajmy się wykazać naszym mężom, chłopakom, narzeczonym, synom, współlokatorom.
Zupełnie normalną sprawą jest pragnienie przekazania swojemu dziecku tego, co najlepsze. Zwyczajna jest również chęć pomocy w każdej sytuacji, zapewnienie bezpieczeństwa oraz szczęścia potomstwu. Jednak nie wolno zapominać o przekazaniu odpowiedniej dawki swobody oraz spokoju, a także umożliwieniu nauki na własnych błędach, a nie wyręczaniu dziecka na każdy możliwy sposób. Dajmy im żyć po swojemu...
* cytat ze str. 216
** cytat ze str. 140
Książka bierze udział w wyzwaniach: Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania, Grunt to okładka oraz Wyzwanie biblioteczne.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
mam w domu Hormonię, w końcu się za nia zabiorę a ten nowy tytuł tez już wrzucam na listę :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei muszę zabrać się za "Hormonię" :)
UsuńLubię książki Nataszy Sochy, tej jeszcze nie czytałam, ale jestem jej ciekawa :)
OdpowiedzUsuńA ja muszę rozejrzeć się za kolejnymi. :)
UsuńSiostra lubi twórczość tej autorki, tę książkę też czytała i jej się podobała.
OdpowiedzUsuńZnam też przypadek, w którym jest Maminsynek, niestety... To trochę smutne, bo widzę, jak się zachowuje w stosunku do starszych osób.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://www.sekretny-trop.pl/
Zachowanie takich maminsynków względem wszystkich grup wiekowych jest co najmniej dziwne.
UsuńCiekawa tematyka i równie ciekawa okładka książki :-)
OdpowiedzUsuńTakie lęki jakie towzrzyszą Tobie czuje każda matka. Trzeba jednak wziąc się w garść i wychować syna tak, aby nie wstydzić się jego zachowania przed przyszłą synową. Na tę ksiażkę mam ochotę od dłuższego już czasu :)
OdpowiedzUsuńDokładnie... trzeba być teściową, jaką chciałaby mieć każda dziewczyna. :)
UsuńBoję się tego uczucia, kiedy będę musiała oddać swoją pociechę w inne ręce. Zanim jednak to nadejdzie nacieszę się matczyną miłością. Narobiłaś mi wielkiego apatytu, aby pozanć tak chorą relację :)
OdpowiedzUsuńDlatego każdego dnia staram się cieszyć czasem ze swoim dzieckiem, nawet jeśli znowu budził mnie sześć razy w nocy... :)
UsuńMacica w tylnej części mózgu rozwala system >D.
OdpowiedzUsuńA tak na serio... tacy ludzie mnie przerażają. Jeszcze nie mam dzieci, ale już - podobnie jak ty - zaczynam się bać, że będę dla nich taka jak Matka z powyższej książki. Podziwiam Amelię, chociaż jej książkowo jeszcze nie znam, że wytrzymała.
#SadisticWriter
Ja akurat matką jestem, więc teraz jestem świadoma tego, że wychowanie maminsynka naprawdę nie jest trudne... trzeba mocno walczyć ze sobą, aby jednak nie zrobić takiej krzywdy dziecku. :)
UsuńTej autorki nie czytałam jeszcze nic, jedynie współautorską Awarię małżeńską... W planie na ten miesiąc jest jeszcze Rosół z kury domowej :) Choć oczywiście mam Maminsynka i Macochę...
OdpowiedzUsuńKochana, to czytaj, czytaj! :)
UsuńBardzo lubię książki Nataszy Sochy. "Maminsynka" czytałam i byłam zachwycona :).
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka, jak i tematyka, chętnie bym zajrzała. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że przez Ciebie teraz będę śpiewać "Mami, mami, maminsynek, mamu, mamu, mamusi muminek" :D Ale za książkę na razie podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńHi hi, przepraszam! A piosenkę znam... mój mąż ją lubi, szczególnie jak mu ją śpiewam. xD
UsuńSwego czasu dużo osób twierdziło, że to świetna komedia, ale dla mnie od początku Maminsynek był czymś nad czym warto podumać i porządnie się wczytać, by odkryć drugie dno powieści.
OdpowiedzUsuńIrenko, dokładnie tak! Ja właśnie dzięki tej książce uświadomiłam sobie parę spraw... Owszem, jest to śmieszna historia, ale ten śmiech to bardziej przez łzy.
UsuńCiekawy pomysł na fabułę... Często w powieściach tego typu autor zapomina o relacjach z rodziną, zakochani istnieją tylko dla siebie, czasem o rodzicach nie jest wspomnienie ani słowo. Chyba przeczytam, tylko po to, aby zobaczyć, jak to jest :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Czytam, piszę, recenzuję, polecam
Książka wydaje się być ciekawa, jednak nie wiem czemu ale książki poruszające takie tematy zawsze mnie denerwują. Nie dlatego że są poruszane :), ale dlatego że nie mogę zrozumieć jak można być takim facetem lub taką matką, by niańczyć dorosłego faceta. Chyba nie ma nic gorszego niż dorosły synek mamusi :)
OdpowiedzUsuń