Wydawnictwo: Pascal
Seria/cykl: Matki, czyli córki
Data wydania: 28 września 2016
Liczba stron: 352
Macierzyństwo nie jest drogą usłaną różami i oblaną słodkim lukrem - to ogromna praca, jaką należy wykonywać do końca życia. Szczególnie ciężko wydaje się być, gdy matka dobija do drugiej połowy swojego istnienia, gdzie według wszystkich dookoła powinna bawić wnuki, a nie własne potomstwo. Ludzie nazywają to kryzysem wieku średniego, nieodpowiedzialnością i bezmyślnością, ale przecież późne macierzyństwo może być równie (a może nawet bardziej?) inspirujące oraz radosne, jak te w dużo młodszym wieku...
46-letnia Kalina dowiaduje się, że zawirowania hormonalne, jakich aktualnie doświadcza, nie są spowodowane zbliżającym się przekwitaniem, ale ciążą. Owa wiadomość wywołuje w niej przerażenie, jednak Kosma, jej nowy partner i ojciec dziecka, wspiera ją na wszelkie możliwe sposoby, samemu bardzo mocno angażując się w zaistniałą sytuację. Z dużo mniejszym entuzjazmem podchodzi do całej sprawy matka Kaliny, która do tej pory była najważniejszą osobą decydującą o wszystkim, a także dorosła córka, będąca nieco zniesmaczona matczynymi wybrykami. Do tego w związek głównych bohaterów zaczyna wtrącać się były mąż Kaliny, który na papierze nadal jest jej partnerem - dochodzi do wniosku, że jego uczucie jeszcze nie umarło, więc warto zawalczyć o utraconą miłość. Obok wiadomości o nowym związku Kosmy nie przejdzie obojętnie Marietta, jego była żona, która jako typowy pies ogrodnika, zechce namieszać w jego życiu...
Ktoś kiedyś powiedział, że woskowanie okolic bikini boli bardziej niż niespełniona miłość. Jeszcze bardziej boli świadomość, że człowiek ma jednak niewielki wpływ na to, co go w życiu spotka. I nawet jeśli dobrze się przygotuje, będzie racjonalny, a w wewnętrznym notatniku dokładnie sprecyzuje swoje plany, los zaśmieje mu się w twarz i podstawi nogę. *
Atutem tej książki jest rozpoczęcie każdego rozdziału od przemyśleń Kaliny, dzięki czemu czytelnik ma szansę głębiej wniknąć w umysł głównej autorki, podzielając z nią jej ciążowe rozterki i wahania hormonalne. Po każdym wstępie następuje już narracja trzecioosobowa, a w samej książce pojawiają się nowi bohaterowie, którzy namieszają w życiu Kaliny i Kosmy. Natasza Socha zadbała także o tych, których pamięć o minionych wydarzeniach zatarła się nieco - gdzieniegdzie wspomina o momentach z przeszłości.
Dziecko last minute podobało mi się jeszcze bardziej niż Hormonia - podejrzewam, że z powodu głównego tematu, jakim w drugiej części serii jest ciąża i macierzyństwo, czyli stan, w którym tkwię, uwielbiam go i mogę czytać o nim wszystko, co wpadnie mi w dłonie. Z przyjemnością przeżywałam ciążę Kaliny (no, z pewnym wyjątkami, bo nie zawsze bywa kolorowo), wspominając swoją, w której wydawałoby się, że byłam tak niedawno... Ja akurat nie miałam tylu rozterek, co Kalina, bo nie dość, że zaszłam w ciążę, będąc prawie dwukrotnie młodsza niż główna bohaterka, to jeszcze na koncie miałam (i nadal mam) jednego męża, brak dorosłych (i w zasadzie jakichkolwiek) dzieci, mamę nieotaczającą mnie nadmierną troskliwością oraz tatę, którego znam od momentu swoich narodzin, a nie od niedawna. Na pewno miałam łatwiej, ale nie przeszkadzało mi to w empatycznym podejściu do Kaliny, której pomysły niekiedy wywoływały salwy śmiechu, a nieposkromiony apetyt i łączenie przedziwnych smaków prowadziły do mdłości (uff, jak dobrze, że nie wykazywałam tak dziwnych jedzeniowych upodobań).
Człowiek nie jest w stanie zawrócić rzeki. Owszem, może płynąć z jej nurtem, od czasu do czasu wychodząc na brzeg, nurkując lub leżąc leniwie na plecach i patrząc w niebo, ale bez względu na to, co sobie obieca podczas takiego spływu, i tak dopłynie tam, dokąd zaprowadzi go rzeka. No, chyba że się po drodze utopi. **
Już w Hormonii autorka zaskakuje zakończeniem, które nie pozwala długo czekać na poznanie kontynuacji. W Dziecku last minute tajemnica znajdująca się na ostatniej stronie po prostu miażdży i od dzisiaj codziennie będę przeglądała wydawnicze nowości w poszukiwaniu trzeciej części serii Matki, czyli córki o intrygującym tytule - Kobiety ciężkich obyczajów, która ma ukazać się w przyszłym roku (oby jak najwcześniej, bo ciekawość zeżre mnie od środka).
* cytat ze str. 10
** cytat ze str. 214
Książka bierze udział w wyzwaniach: Cztery pory roku, Czytamy nowości, Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania, Grunt to okładka, Pod hasłem oraz Zaczytajmy się.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Chętnie kiedyś poznam, naprawdę chętnie poznam :)
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńJa lubię takie nieoczywiste i zaskakujące zakończenia, a do samej autorki coraz bardziej się przekonuję, więc myślę, że jest to idealna lektura dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam, ale chętnie to zmienię ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ♥
Świat oczami dwóch pokoleń
Kolejna książka na liście "Do przeczytania" - ale czasu jak na lekarstwo... :-(
OdpowiedzUsuńRozumiem ten ból ;-)
UsuńAktualnie czytam książkę "Hormonia" tej samej autorki, min. dzięki Twojej polecającej recenzji. Tę lekturę również mam w planach :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Bardzo mi miło, że udało mi się Ciebie zaintrygować. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona. :)
UsuńSiostra bardziej lubi twórczość tej autorki, ta seria też już za mną.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się skusze - jakoś średnio jestem nią zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę ciekawie, z chęcią zapoznałabym się z historią Kaliny ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie rozglądaj się za nią, ale koniecznie sięgnij najpierw po "Hormonię" :)
UsuńWiedziałam!:) No przynajmniej oczekiwałam, że ta książka ci podpasuje i tematycznie, i ogólnie tym jak się rozwinęła. Jeszcze zakończenie:) Wbija w fotel prawda?
OdpowiedzUsuńZakończenie jest świetne - Natasza Socha to potrafi zaskoczyć. :) Ale wiesz co? Jednak Marietta wcale nie zdenerwowała mnie bardziej niż Konstancja, bo owa starsza pani nie ma sobie równych...
Usuń,,Dziecko last minute'' jakoś mnie zbytnio nie zaintrygowało. Niemniej jednak nie skreślam tej książki całkowicie. Jeśli przypadkiem się na nią natkę to dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobało :) Osobiście bardzij lubię Hormonię, ale i tutaj mnie wciągnęło. Swoją drogą spójrz jak te tomy się różnią, nmimo że pochodzą z jednej serii :) To coś wyjątkowego!
OdpowiedzUsuńMnie z kolei bardziej zauroczyło "Dziecko last minute", ale to pewnie ze względu na tematykę. To prawda - niby ci sami bohaterowie, ta sama autorka, a wszystko inne i wyjątkowe. To sztuka!
UsuńCiekawa fabuła, w tym wieku ciąża i tyle osób wokół bohaterki które mogą zamieszać akcją, czytałabym ;)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńKsiążka kompletnie nie dla mnie, ale okładka prześliczna!
OdpowiedzUsuńPrzesłodka jest :)
UsuńPrzyciąga uwagę, może nawet się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńPrzygoda z Maminsynkiem, nie była udana. Ale ta książka mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńNaprawdę? A ja bardzo dobrze bawiłam się podczas czytania "Maminsynka". :)
Usuń... już dopisałam książkę do listy chcę przeczytać :-) ...
OdpowiedzUsuń