Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 4 lutego 2015
Liczba stron: 288
Moje oczekiwania względem Nieważkości Julii Fiedorczuk były ogromne. Opis z okładki sugeruje zmysłową, pełną tajemnic i mrocznego erotyzmu opowieść o poszukiwaniu duchowej wolności - brzmi nieźle, prawda? Uwierzyłam, iż owa lektura przyniesie mi ogrom emocji, ale niestety na nadziejach się skończyło.
Trzy kobiety niegdyś uczęszczające do tej samej klasy, których życie potoczyło się w zupełnie różnych kierunkach. Zuzanna pracuje w warszawskiej agencji reklamowej, gdzie może chociaż w części zajmować się tym, co lubi, chociaż zdaje się dokuczać jej samotność. Helena sprząta w ośrodku konferencyjnym, a w przerwach zajmuje się domem i odwiedzinami w szpitalu u chorej matki. Bezdomna Ewa nieustannie poszukuje napojów wysokoprocentowych oraz niewielkiego kąta, w jakim mogłaby zasnąć. Nieważkość przedstawia jeden majowy dzień z ich życia, ukazując rażące różnice pomiędzy nimi, a także jedno podobieństwo rzucające się w oczy - każda z nich jest samotna...
Zuzanna, Helena i Ewa to bohaterki obracające się w znacznie różnych środowiskach, pochodzące z zupełnie innych rodzin, przez co każda z nich nabyła odmienne wartości oraz została zaopatrzona w różną dawkę możliwości, wyruszając z nimi w dorosły świat. Niestety, chcąc czy nie chcąc, dzieciństwo odgrywa niezwykle istotną rolę w naszym postępowaniu, a wsparcie ze strony rodziców to coś, czego nie można zastąpić niczym. Chociaż losy wspomnianych kobiet pokazują, że czasami nawet dobra wola rodziców nie wystarczy, kiedy w rodzinie brakuje szczerości oraz zrozumienia.
Trzy kobiety niegdyś uczęszczające do tej samej klasy, których życie potoczyło się w zupełnie różnych kierunkach. Zuzanna pracuje w warszawskiej agencji reklamowej, gdzie może chociaż w części zajmować się tym, co lubi, chociaż zdaje się dokuczać jej samotność. Helena sprząta w ośrodku konferencyjnym, a w przerwach zajmuje się domem i odwiedzinami w szpitalu u chorej matki. Bezdomna Ewa nieustannie poszukuje napojów wysokoprocentowych oraz niewielkiego kąta, w jakim mogłaby zasnąć. Nieważkość przedstawia jeden majowy dzień z ich życia, ukazując rażące różnice pomiędzy nimi, a także jedno podobieństwo rzucające się w oczy - każda z nich jest samotna...
Zuzanna, Helena i Ewa to bohaterki obracające się w znacznie różnych środowiskach, pochodzące z zupełnie innych rodzin, przez co każda z nich nabyła odmienne wartości oraz została zaopatrzona w różną dawkę możliwości, wyruszając z nimi w dorosły świat. Niestety, chcąc czy nie chcąc, dzieciństwo odgrywa niezwykle istotną rolę w naszym postępowaniu, a wsparcie ze strony rodziców to coś, czego nie można zastąpić niczym. Chociaż losy wspomnianych kobiet pokazują, że czasami nawet dobra wola rodziców nie wystarczy, kiedy w rodzinie brakuje szczerości oraz zrozumienia.
Od razu widać, że Julia Fiedorczuk dobrze czuje się w poezji, ponieważ posługuje się niezwykle plastycznym językiem, niekiedy jednak zbyt poetyckim jak na taką powieść. Przez to mam wrażenie, iż autorka na siłę próbowała wcisnąć mądre słowa w usta swoich bohaterów, niekiedy zdecydowanie bez widocznej potrzeby. Nieważkość to historia nieco bez ładu i składu - niektóre wątki są niedokończone, pozbawione konkretnego finału. Do tego najciekawsza historia, czyli życie Ewy, jest potraktowana po łebkach - Fiedorczuk skupiła się na Zuzannie, której perypetie okazują się nudne jak flaki z olejem (tylko jeden epizod z jej życia wydaje się intrygujący).
Zainteresował mnie wątek tajemniczego zaginięcia szkolnego kolegi bohaterek, które miało rzucić cień na ich dalsze losy, odgrywając dość istotną rolę w ich życiu. Owszem, owa tematyka zostaje poruszona w książce, ale jest potraktowana po macoszemu - niby autorka przedstawia sylwetkę chłopca i jego matki, ale zaraz przeskakuje do innych tematów, doprowadzając do chaosu. Przez całą lekturę nie zauważyłam jasno przedstawionego oddziaływania tego tragicznego zdarzenia na życie głównych bohaterek, jedynie nieliczne wspomnienia owego dnia.
Istotne i najbardziej ciekawe wątki są nieco zepchnięte na boczny tor, a autorka skupia się na tym, co mogłaby pominąć. Teraźniejsze wydarzenia są okraszone zbyt dużą dawką filozoficznych wynurzeń, dlatego retrospekcje znacznie bardziej przypadły mi do gustu. Ta książka jest przesycona tak duszną atmosferą, że w pewnym momencie nie wiedziałam, czy mam czytać dalej, czy odpuścić. Zdecydowałam się na ten pierwszy krok i nie żałuję, ale ponownie na pewno nie sięgnęłabym po ten tytuł.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania oraz Pod hasłem.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Dzięki za ostrzeżenie, na pewno nie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńProszę mnie tu nie kusić apetycznym pączkiem, kiedy ja próbuje ograniczyć słodycze :))
OdpowiedzUsuńCo do samej książki, to odpuszczę ją sobie, gdyż nie lubię filozoficznych wynurzeń, zwłaszcza jeśli są w nadmiarze.
Wybacz, ale ja jestem słodyczomaniaczką! :P
UsuńJak widać znalezienie naprawdę dobrej i wartościowej lektury nie jest wcale takie proste :) Mi też nie zawsze się to udaje - ale poszukiwać na pewno warto :)
OdpowiedzUsuńNa rynku wydawniczym jest tyle powieści, że nie sposób nie trafić na same dobre lektury. Na szczęście właśnie czytam "Karuzelę" Agnieszki Lis, która zapowiada się bardzo dobrze.
UsuńSzkoda tej duszności i chyba jednak pewnego zadęcia, jak wnioskuję. A mogło byc tak dobrze :)
OdpowiedzUsuńMogło, mogło, bo sama historia ma potencjał - szkoda, że nie został wykorzystany.
UsuńJakoś nie ciągnie mnie do tej książki :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://zapoczytalna.blogspot.com
Niestety recenzja nie nazbraja optymistycznie, za dużo wad widzę w tej książce ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, recenzja nie napawa optymizmem, bo i w książce tego nie znalazłam...
UsuńOch, jak ja nie lubię takiego pustosłowia, mądrości, rad, wywodów wciskanych na siłę w usta bohaterów. Czasem naprawdę prostota przekazu i po prostu emocje znaczą więcej i działają mocniej niż jakieś tak górnolotne pierdolety.
OdpowiedzUsuńKsiążkę na pewno odpuszczę, a Tobie dziękuję za tę recenzję :)
Kochana, mam tylko nadzieję, że moja recenzja nie przeszkodzi Ci, jeśli jednak książka przypadłaby Ci do gustu! :)
UsuńA mnie się podobała :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć! :)
UsuńKsiążka zdecydowanie nie dla mnie, co tylko potwierdziła Twoja recenzja. Szkoda czasu, skoro wokół tyle dobrych książek. ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, lepiej poświęcić swój czas na coś bardziej wartościowego i porywającego.
UsuńSzkoda, że tak wypadła, bo właściwie zapowiadała się bardzo ciekawie. Sama nie wiem, chyba sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie mnie też zwiódł opis fabuły...
UsuńZastanowię się jeszcze :)
OdpowiedzUsuńJaki cudowny pączuś! <3
OdpowiedzUsuńNie lubię ani chaosu w książce, ani niepotrzebnych wątków (a na taki brzmi to tajemnicze zniknięcie kolegi), ani zbyt lirycznych dyskusji. Co jakiś czas trafiam na poetycką prozę i rzadko kończy się to sukcesem, zwłaszcza w moich oczach, bo kiedy każdy epitet jest wielce rozbudowaną metaforą życia to mnie szlag trafia. Lubię filozofię, ale filozofować można bez sztucznego artyzmu.
Także ja jestem zdecydowanie na nie i dziękuję za ostrzeżenie!
Pączka bym zjadła, książki raczej nie połknę :) Wydaje mi się, że musiała ta poetyckość w ustach bohaterów brzmieć nienaturalnie, poza tym nie lubię powierzchownego traktowania wątków. Samotność, która - jak wspominasz - łączyła bohaterki, to dobry punkt wyjścia, ale wygląda na to, że jego potencjał nie został wykorzystany.
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię nad tą książką, ale póki co nie mam na nią większej chęci. Za to na pączka taaaaak, a potem dieta :D
OdpowiedzUsuń