Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 6 maja 2015
Liczba stron: 32 (każda)
NINKA. DZIADKU, CHODŹ!
Podobno starych drzew się nie przesadza, ale czasami nie ma innego wyjścia, dlatego dziadek Ninki musi zamieszkać ze swoją córką i wnuczką. Ta sytuacja wzbudza w nim lawinę wspomnień, kiedy był jeszcze mężczyzną pełnym sił, a jego dziecko było małe i żądne wiedzy oraz przygód, których razem doświadczali.
Z jednej strony jest to historia, która dobrze się kończy - dziadek nie jest sam, bo zamieszkuje z osobami, które kocha. Jednak sama wizja starości, nieporadności, błyskawicznego upływu czasu oraz pewnego rodzaju samotności nie nastraja optymistycznie. Nikt z nas nie potrafi przygotować się na to, co przyniesie los - czy w starszym wieku będziemy zadowoleni ze swojego życia? A może ogarnie nas żal, że nie wykorzystaliśmy wszystkich szans, nie cieszyliśmy się życiem?
Ta niepozorna książka zasmuciła mnie, bo zawsze zazdroszczę wszystkim, którzy mają dziadków. Ja nie miałam takiej możliwości, bo nieco lepiej poznałam tylko jedną babcię, a i tak umarła ona, gdy byłam dziewięcioletnią dziewczynką, a babcia ponad osiemdziesięcioletnią starowinką, więc nie nacieszyłyśmy się sobą. Z tego względu nóż otwierał mi się w kieszeni, gdy znajomi narzekali na swoich dziadków - wiem, że starsi ludzie potrafią dać w kość i zirytować, ale tak to jest, iż człowiek nie docenia, póki czegoś lub kogoś nie utraci...
NINKA. PATRZCIE, MORZE!
Ninka przebywając z mamą na placu zabaw, wsiada do drewnianego pociągu z niebieską lokomotywą. Towarzyszą jej inne dzieci, których wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach - wierzbowe listki stają się biletami, zabawkowy pociąg przemienia się w lokomotywę, a sąsiadka na balkonie wywieszająca pranie przypomina kapitana żaglowca. Dzieci wyruszają w podróż nad morze...
Rzadko używam takich określeń wobec literatury dziecięcej, ale teraz to zrobię - ta książka jest dziwna. Z jednej strony pokazuje, jak bogata jest wyobraźnia dzieci, dla których zwykłe przedmioty mogą stać się czymś niezwykle istotnym. Z drugiej strony młodsze maluchy mogą zupełnie nie zrozumieć tej historii - kilkulatki wyruszają nad morze (przy czym wszystkie ilustracje ukazują, jak owa podróż przebiega), aby później okazało się, iż cała wyprawa odbyła się w ich wyobraźni. Mali czytelnicy mogą poczuć zawód, a przyznam szczerze, że i mnie owa historia nie przekonuje.
Lubię wariacje dotyczące ilustracji znajdujących się w dziecięcych książkach, a przy tym czuję również satysfakcję, gdy spoglądam na proste obrazki. Niemniej te autorstwa Karoliny Lijklemy zupełnie nie przypadły mi do gustu. Szarawe kolory, niedbałość o szczegóły, jak również ludzkie twarze z dziurami zamiast ust, a niektóre nawet pozbawione jakichkolwiek atrybutów typowych dla ludzi - to wszystko sprawia wrażenie smutnego, przygnębiającego, a nawet nieco psychodelicznego.
W moim odczuciu przygody Ninki to lektury na jeden raz. Nie ma w nich nic intrygującego, co zachęciłoby do powtórnego przeczytania. Na pewno nie kupiłabym ich swojemu ani cudzemu dziecku, ponieważ uważałabym to za stratę pieniędzy - w tej kwocie można znaleźć książki zdecydowanie ciekawsze i bardziej dopracowane. Nie twierdzę, że twórczość Karoliny Lijklemy nie znajduje swoich zwolenników - niemniej ja na pewno do nich nie należę.
Książki biorą udział w wyzwaniach: Dziecięce poczytania oraz Powrót do dzieciństwa.
Książki biorą udział w wyzwaniach: Dziecięce poczytania oraz Powrót do dzieciństwa.
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Mhm widzę, że ta książka to nic specjalnego. Nie będę polecać.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to raczej lektura na jeden raz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to raczej lektura na jeden raz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie jest aż tak dobra jak się zapowiadało :)
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę to ilustracje nieciekawe a i treść nic specjalnego.
OdpowiedzUsuńPo książki raczej nie sięgnę... Naprawdę współczuję, że nie miałaś okazji nacieszyć się dziadkami. Mój dziadek jeszcze żyje i moje dwie babcie także. Jeden dziadek zmarł 10 lat temu, ale do dziś na jego wspomnienie do oczu cisną się łzy tęsknoty. Mam jednak jeszcze prababcię, która do mojej córki jest praprababcią :)
OdpowiedzUsuńTo szczerze zazdroszczę! Pamiętam jedynie jedną babcię, która umarła, kiedy miałam 9 lat, więc też się sobą nie nacieszyłyśmy...
UsuńIlustracje mnie nie przekonują i widzę, ze Ty także nie jesteś zbytnio zachwycona zawartością twórczości Karoliny Lijklem, dlatego jednak odpuszczę sobie tę serię.
OdpowiedzUsuńSzkoda ze tylko na jeden raz. Patrze na to ja kwyglad to w srodku i dochodze do 2 wnioskow:
OdpowiedzUsuń1. Litery malutkie!
2 Rysunki sa malo kolorowe, nie byloby to nic zlego gdyby nie to ze: wszystkie jakei sa sie powtarzaja ;/ I ten niszczesny pomaranczowy z niebieskim. Co njawyzej pociechom przeczytalabym z biblioteki
Pozdrawiam!: )
Z tego względu cieszę się, że książki wypożyczyłam, bo gdybym je kupiła, to byłyby to niemal pieniądze wyrzucone w błoto.
UsuńMoje dzieci już starsze ale i czytać takie malutkie literki... chyba nie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Może litery nie są wybitnie malutkie, ale jednak treść nie jest interesująca, dlatego nie warto tracić czasu na te lektury.
UsuńCzytaliśmy z synem jakiś czas temu. Też nas nie zachwyciły.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy kogokolwiek zachwyciło...
UsuńZdecydowanie niezbyt udana ta książka... a Szkoda :(
OdpowiedzUsuńOj daruję sobie te książki.. Faktycznie dziwne.
OdpowiedzUsuń