Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy - Paweł Reszka

Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 336

Przyznam szczerze, że przychodnie, pogotowia i szpitale to miejsca, od których staram się trzymać z daleka. Już jako nieustannie chorujące dziecko, nie dałam się wysłać do szpitala, jakbym miała pełną świadomość dobrze podjętej decyzji. Owszem, niekiedy było to konieczne, chociażby podczas porodu czy choroby mojego dziecka, które nie chciało przyjmować leków, zatem musiały być one podawane dożylnie (ciekawe po kim tak stroni od wszelakich medykamentów?). Naoglądałam się, nasłuchałam i... wiem, że kiedy trzeba to trzeba, jednak najlepiej jak najdalej od takich miejsc.

Nie ukrywam, iż w swoim życiu trafiłam na kilku lekarzy z powołaniem, dzięki którym naprawdę uwierzyłam, że tacy ludzie jeszcze istnieją. Niemniej trzeba przyznać, że to jedynie mała garstka, ponieważ w większości lekarze traktują pacjentów jedynie jako numerki w kolejce albo produkty na fabrycznej taśmie. Lekarze są poirytowani, kiedy przychodzimy do nich z internetową wiedzą - jednak skąd mamy ją czerpać, gdy doktorzy kompletnie z nami nie rozmawiają i nie tłumaczą. Badają w milczeniu, wypisują receptę, a na jakiekolwiek pytania nie udzielają konkretnych odpowiedzi albo wyśmiewają. Niejednokrotnie w internecie dowiadywałam się wielu rzeczy, po czym diagnoza lekarska była identyczna z tym, co już wiedziałam, więc czy owa wiedza jest taka zła? Wiele razy musiałam wręcz naprowadzać lekarza, iż może mi czy mojemu dziecku dolega to czy tamto - to im otwierało umysły, najczęściej okazywało się, że mam rację. 

Polska służba zdrowia nie cieszy się uznaniem, niewiele osób może powiedzieć o niej coś dobrego. Niestety w poradniach specjalistycznych kolejki są tak długie, że człowiek może umrzeć, zanim dostanie się do lekarza. Wynika to głównie z tego, iż niejednokrotnie zapisują się do nich starsze osoby na zapas, bo przecież kiedyś może coś im się stać, więc lepiej dmuchać na zimne. Czasami pragną oni po prostu z kimś porozmawiać, wierząc, iż lekarz jest najlepszym rozmówcą. Tym samym blokują kolejkę osobom, które naprawdę potrzebują pomocy, przez co nie pozostaje nic innego, jak kosztowne leczenie prywatne. Do tego dochodzi czas, jaki doktor ma dla pacjenta, wynoszący 15 minut, a niekiedy nawet krócej (nieraz czekając w kolejce, dowiadywałam się, iż na ową godzinę jest zapisanych kilka osób). W tym czasie należy nie tylko zbadać pacjenta i pokierować jego dalszym leczeniem, ale wypełnić masę papierów, co jest chyba największą bolączką. Nie ma co się dziwić, że pacjenci często są poirytowani długim czekaniem, a przecież lekarz też musi coś zjeść czy wyjść do toalety (chociaż nieraz byłam świadkiem picia kawy z pielęgniarkami, poszukiwania fajnych ciuchów w internecie oraz ploteczkami w czasie pracy).

Kiedy człowiek kilka razy natknie się na lekarzy przepracowanych, ewidentnie wypalonych zawodowo, którzy utracili swoje powołanie bądź są jedynie nastawieni na szybki zarobek, to traci wiarę w opiekę zdrowotną. Mam wrażenie, że w moim przypadku owa wiara wisi już na włosku... Moja mama miała operację na przepuchlinę, po czym zaszyto ją i okazało się, że tej przepuchliny nie miała wcale w tym miejscu, w którym ją pocięli (oczywiście musiała dojść do siebie i pocięto ją po raz drugi). Kilka razy prosiłam pediatrę o skierowania, których nigdy nie dostałam. Musiałam z dzieckiem jeździć do lekarza prywatnie, robiąc masę badań. Na szczęście nic w nich nie wyszło, jednak lekarz zamiast stwierdzić, iż niepotrzebnie już do niego jeździmy, ciągle namawiał na kolejne wizyty, zapewniając, że Jasiowi nic nie jest. Po co? Oczywiście dla własnego zysku. Sama kilkadziesiąt razy chorowałam na anginę i dopiero po długich latach męczarni wybłagałam skierowanie do laryngologa, który pierwszy (i jedyny) raz zrobił mi wymaz z gardła, co wydaje się niezbędne przy takiej chorobie. W moim miasteczku zamknięto oddział położniczo-ginekologiczny, twierdząc, iż był kompletnie nieopłacalny. Dziwnym trafem jest teraz ogromny problem z przepełnieniem szpitali w nieodległym mieście. Kiedy w dzień terminu porodu trafiłam do szpitala z 40-stopniową gorączką i dzieckiem ważącym prawie 4,5 kilograma - odesłano mnie do domu, twierdząc, że nie mają miejsca dla chorej ciężarnej. Do tego dodając, iż jeśli poród się rozkręci, to nie wiadomo czy mnie w ogóle przyjmą. W takich momentach człowiek boi się chorować, ponieważ aż drży na samą myśl, jak zostanie potraktowany tym razem...

Spora część książki obraca się wokół pieniędzy. Wiele tu narzekań stażystów dotyczących śmiesznie niskiej pensji podstawowej, wynoszącej 2 tysiące złotych brutto. Owszem, nie są to kokosy, jednak tacy ludzie mają świadomość tego, iż dość szybko ich pobory staną się dużo większe, sięgając nawet kilkudziesięciu tysięcy miesięcznie, o czym wspominają już lekarze z kilkuletnim stażem. Doskonale rozumiem, że tacy ludzie poświęcają lata na naukę, muszą kupować drogie podręczniki, jednak nie są w tym sami, a do tego dobrze wiedzieli, na co się piszą. Żaden człowiek od razu po studiach nie zarabia milionów - chyba, że ma konkretne znajomości. Młodzi doktorzy zdają się zapominać, iż ogrom ludzi zarabia 2 tysiące (a nieraz dużo mniej) po kilkudziesięciu latach harówki, a do tego muszą utrzymać rodzinę. Lekarze mają multum okazji do dorobienia, z czego korzystają, niekiedy aż w niezdrowy sposób. Przykro się czyta, kiedy lekarz mówi, że zarobił 11 tysięcy w miesiąc, ale spędził 10 nocy poza domem. Cóż, mój mąż też spędza prawie tyle nocy poza domem, a do tego pracuje także w dzień, zarabiając prawie 6 razy mniej niż taki doktor... Możemy pomarzyć sobie o luksusowych wycieczkach, drogich samochodach i pięknym domu, ale staramy się nie narzekać, bo w czym to nam pomoże? 

Tak naprawdę idąc do lekarza, oczekuję fachowej opieki oraz wzbogacenia swojej wiedzy. Niestety bywa różnie, a jeśli trafiło się do lekarza, który egzaminy zaliczał dzięki ściąganiu, nigdy jeszcze nie operował albo pełni dyżur od kilkudziesięciu godzin, to strach potrafi sparaliżować. Przerażający jest fakt, iż w Polsce studia opierają się na wkuwaniu regułek i masie teorii, a praktyka to nieliczne godziny, w których niewiele się uczymy, bo nieraz polega to na papierologii bądź parzeniu kawy pracownikom. W medycznym światku dochodzi do tego strach przed wpuszczeniem młodej krwi - w końcu taki lekarz może okazać się lepszy od nas, zabierając nam pacjentów, a tym samym zmniejszając nam zarobki, zatem jedynym wyjściem jest niedopuszczenie takiego delikwenta do swojego koryta i rzucanie mu kłód pod nogi.

Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy to zbiór różnorodnych wypowiedzi lekarzy, stażystów i rezydentów. Jest to lektura do bólu prawdziwa oraz szczera, przez co jeszcze bardziej przerażająca. Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się przeczytać tak szybko jakąkolwiek książkę. Z jednej strony uważam, że jest całkiem nieźle napisana, chociaż w nieco chaotyczny sposób. Z drugiej strony niektóre wypowiedzi doprowadzały mnie do szewskiej pasji, szczególnie te dotyczące zarobków. Nieraz też rozumiałam podejście pewnych lekarzy, a nawet współczułam im. Sama nie wyobrażam sobie pracować jako lekarz, zatem podziwiam takich ludzi, jednak chciałabym niekiedy, aby podchodzili do nas z większą empatią, bo dobro powraca... a przynajmniej chciałabym w to wierzyć. 

Książka bierze udział w wyzwaniach: Czytamy nowościDziecięce poczytania oraz Zatytułuj się.

31 komentarzy

Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...

  1. Mnie się bardzo podobała ta książka. Moja przyjaciółka jest lekarką, więc to, co dzieje się za kulisami, poznaję dzięki jej relacjom. Jeszcze jest młoda, jeszcze jej się chce... Bierze te dyżury, ale nie ma czasu na wydawanie pieniędzy. Dlaczego zatem tyle ich bierze? Bo (przynajmniej w jej szpitalu) są ogromne braki w kadrze. Kiedy słyszę, że następny wolny weekend będzie miała za dwa miesiące, to mi przykro.

    Wracając do książki, może i jest nieco chaotyczna i kręci się wokół kasy, ale w sumie z kim kojarzymy lekarzy? Z osobami, które zarabiają. Mimo wszystko spojrzałam na to wszystko, dzięki tej publikacji, nieco bardziej przychylnie. Tak, przeraża to, że są przemęczeni, że czasem oddajemy się w ręce kogoś, kto ma teorię w małym paluszku, ale nie miał możliwości wykorzystać jej wcześniej w praktyce; z drugiej jednak strony, łatwo nie mają... Co nas różni? Chyba ta możliwość dorobienia - mówią wprost, że jest taka, chętnie z niej korzystają; koszy zawsze jakieś będą - coś za coś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że lekarze są zapracowani, ale czy ktoś ich do tego zmusza? Niektórzy za pieniądze są w stanie w ogóle nie wychodzić ze szpitala, nie bacząc na to, że w wyniku zmęczenia mogą zrobić komuś niewyobrażalną krzywdę. Wiadomo, że kiedy pojawia się szansa dorobienia, to ludzie się na to godzą, ale wypadałoby w pewnym momencie powiedzieć "dość", a wiele osób tego nie potrafi.

      Usuń
    2. Niestety. Nie wiem, od czego to zależy, ale co ja tam wiem o pieniądzach... Masz rację odnośnie do tego, że więcej może być z tego szkód niż pożytku.

      Usuń
  2. Uwielbiam takie książki, które przekazują szczerą wiedzę i doświadczenie. Bardzo cenię takie publikacje i często się w nich zaczytuję. Ja również omijam lekarzy i poradnie z daleka, ale czasami wizyta tam to konieczność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze są dwie strony medalu. Jakby jednak na to nie patrzeć, zawód lekarza to służba. A ja nie znam żadnego biednego doktora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że tak i nieraz rozumiem, iż lekarz też ma prawo mieć zły dzień czy problemy w domu. Jednak dobrze wiedzieli, na co się piszą, a ich narzekanie na to, że muszą ciągle pracować, nie wynika przypadkiem z tego, że próbują złapać kilka srok za ogon? Chyba nikt im tego nie każe...

      Usuń
  4. Książka, która przedstawia realia polskiej służby zdrowia. Bardzo lubię tego typu książki. Mimo to, że każdy wie jak to wygląda naprawdę to zawsze można się dowiedzieć dodatkowych informacji, które sporo potrafią wyjaśnić i rozwiać wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chyba wolałabym nie czytać tej książki;) I tak mam niezbyt pochlebne zdanie na temat lekarzy i ich "służby" chorym. Oczywiście, trafiłam na dobrych, takich z powołania, niestety w większości, liczy się tylko to, czy im się opłaca "praca". bo jeśli nie, to idą odsiedzieć te 8 godzin i najlepiej żeby pacjenci nie przeszkadzali.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właściwie dopóki nie zaszłam w ciążę udało mi się unikać lekarzy, wizyta w przychodni z przeziębieniem od czasu do czasu to co innego. Zobaczyłam jakie są realia. Ja trafiłam akurat na świetnego lekarza z powołaniem, który zrobił cesarskie cięcie bo akurat była potrzeba. Gdybym trafiła tam po jego dyżurze, trafiła na kolejną zmianę pewnie zakończyłoby się na kleszczach - tak było w przypadku znajomej. Przykre jest to, że właściwie mało kto wierzy, że wszystko poszło u mnie tak szybko i za darmo, ale takie są realia. Z chęcią bym ten reportaż przeczytała, tym bardziej, że kiedyś sama chciałam zostać lekarzem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę ogromne podobieństwo w naszych historiach, bo u mnie było tak samo z porodem. Podejrzewam, że gdyby na owym dyżurze nie było cudownego lekarza, to teraz na świecie nie byłoby albo mnie, albo mojego synka. A na pewno nie miałabym tak miłych wspomnień...

      Usuń
  7. Ksiązka już zamówiona, powinna jutro lub pojutrze do mnie przybyć. Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama mam podobnie - nie cierpię wizyt u lekarzy, nie cierpię tego, że raczej unikają pacjentów i zbywają zamiast starać się pomóc. Gdy jestem chora, wolę jednak leczyć się sama, o ile naprawdę nie trzeba iść do przychodni. Póki co w szpitalu byłam chyba tylko raz i nie mam zamiaru wracać...

    Pozdrawiam
    Caroline Livre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam Twój ból... Ja też unikam szpitali i przychodni jak ognia.

      Usuń
  9. Ciekawi mnie ta książka, tym bardziej, że sama pracuję w służbie zdrowia i wiem, jak wygląda to wszystko "od kulis". ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie przeczytaj ją, bo jestem ciekawa, czy odnajdziesz w niej siebie... :)

      Usuń
  10. Po książkę raczej nie sięgnę, ale muszę się zgodzić z jednym - żadko zdarza się lekarz z powołaniem. Ja niestety mam aktualnie zerwane wiązadło w kolanie i już przeżyłam dużo wizyt w szpitalach i jeszcze dużo przede mną (i m. in. operacja :/) ale na CAŁE SZCZĘŚCIE trafiłam na cudownego ortopedę!

    Pozdrawiam!
    zaczytana-w-fantastyce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety trafienie na dobrego lekarza jest rzadkością. Powodzenia i duuuużo zdrowia!

      Usuń
  11. Racja. Też życzyłabym sobie by niektórzy lekarze byli bardziej empatyczni, choć i tak podziwiam ich pracę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również nie wyobrażam sobie siebie jako lekarza (prawdopodobnie ze względu na obrzydzenie, gdy pomyślę o krwi czy zaglądaniu w czyjeś ciało), dlatego nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, aby iść w tym kierunku. Smutne jest to, iż wiele osób kształci się na lekarza tylko dla kasy, nie mając jakiegokolwiek powołania.

      Usuń
  12. Współczuję niemiłych doświadczeń z lekarzami. Zbulwersowała mnie sytuacją z Twoją mamą :( Sama na szczęście nie miałam takich przeżyć, ale po książkę raczej nie sięgnę, bo obawiam się, że zdołuje mnie i odbierze nadzieję, że w polskiej służbie zdrowia coś może się poprawić. A co do narzekań lekarzy, masz rację, że odbiją sobie za kilka lat, bardziej uzasadnione są moim zdaniem pretensje ratowników medycznych, którzy raczej nie mają szans na dorobienie, a przecież też ratują ludzkie życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że owa książka nie pokazuje jakiegokolwiek światełka w tunelu, bo sądzę, iż ludzie, którzy zapatrzeni są tak mocno w trzepanie kasy, nie zrezygnują z tego dobrowolnie...

      Usuń
  13. Książka wydaje się przedstawiać interesujący temat, ale ze względu na to, że kwestia lekarzy mocno mnie bulwersuje, odpuszczę sobie ten tytuł. Owszem, są tacy z powołania, ale ostatnio na błędne diagnozy i z powodu zaślepienia pieniądzem wydaliśmy z mężem sporo pieniędzy (nim trafiliśmy do kogoś właściwego). Pamiętam także sprawę mojego dziadka, który niewłaściwie leczony, ufając swojemu lekarzowi, zmarł. Współczuję Ci takich doświadczeń z lekarzami, ale sama na ten temat mogłabym się dłuuugo wypowiadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że większość z nas nie ma dobrego zdania o wielu lekarzach, na co sobie zapracowali...

      Usuń
  14. O tak, polska służba zdrowia nie zachwyca, a wręcz przeraża. Niestety, tak się składa, że nie trafiłam jeszcze na lekarza z powołaniem. Fakt, na całe szczęście nie miałam z nimi za dużo do czynienia i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem jej ogromnie ciekawa gdyż słyszałam już różne opinie na temat naszej służby zdrowia. Musze się z nią jak najszybciej zapoznać.
    http://przystanekszczescia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałabym przeczytać i porównać ze swoimi doświadczeniami.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja też omijam lekarzy z daleka. Jednak najezdziłam się dużo po szpitalach z dziadkami, ciocią a teraz rodzicami i masakra wszystko, co obserwuję. Lekarze są różni, mili - niemili, chętni na łapówki bądź nie.. itd. Książkę chętnie przeczytam, chociaż trochę się boję.

    OdpowiedzUsuń
  18. W dzisiejszych czasach istotne jest to, aby znaleźć sobie najlepszych lekarzy i specjalistów, bo dzięki nim będziecie mogli we właściwy sposób zadbać o swoje zdrowie. Co mogę podpowiedzieć w takiej kwestii? Na pewno warto sprawdzić sobie Centrum Medyczne Polmed . Myślę, że będziecie zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.