Ławeczka pod bzem wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, okazując się przyjemną i zabawną historią, umożliwiającą odstresowanie się po ciężkim dniu. Z tego względu czym prędzej zabrałam się za kontynuację, czyli Całą w fiołkach.
Tym razem narratorką jest Agata, przyjaciółka Igi. Kobieta często wikła się w związki bez przyszłości, co wynika z nadmiernej potrzeby trwania w trybie zakochania - kiedy motylki w brzuchu ustępują miejsca szarej rzeczywistości, głównej bohaterce przechodzi ochota na związek. Ze względu na tykający zegar biologiczny oraz usilne pragnienie bycia matką, kobieta trafia do wróżki, a później dość osobliwego terapeuty. Aga zaczyna inaczej patrzeć na pewne sprawy, wierząc, że w końcu trafi na odpowiednią życiową ścieżkę...
Niekiedy pragniemy zmienić coś w swoim życiu, ale mamy wrażenie, że ciągle rzucane są nam kłody pod nogi. Nie mamy pojęcia, dlaczego innym się układa i dobrze wiedzie, a u nas nieustannie pojawiają się problemy. Okazuje się, iż niekiedy trzeba zamknąć lub rozwiązać pewne sprawy z przeszłości, które uniemożliwiają ruszenie do przodu - wtedy nagle wszystko się rozjaśnia, a w nas pojawia się siła oraz chęć do walki.
Sięgając po tę książkę, miałam ogromną nadzieję na historię podobną do Ławeczki pod bzem, która ujęła mnie swoją bezpośredniością, przyjemnym stylem, zabawnymi sytuacjami oraz komiczną bohaterką. W tej części dokładnie tego wszystkiego mi zabrakło. Nie poczułam więzi z narratorką, a akcji praktycznie nie ma tu żadnej, nad czym ubolewam. Tak jak pierwszą część niemal pochłonęłam, tak drugą męczyłam. Co prawda, urocze zakończenie wywołało uśmiech na mojej twarzy, jednak to zdecydowanie za mało, żebym mogła oba tomy postawić na równi. W moim odczuciu Cała w fiołkach dość mocno odstaje od swojej poprzedniczki.
Tym razem narratorką jest Agata, przyjaciółka Igi. Kobieta często wikła się w związki bez przyszłości, co wynika z nadmiernej potrzeby trwania w trybie zakochania - kiedy motylki w brzuchu ustępują miejsca szarej rzeczywistości, głównej bohaterce przechodzi ochota na związek. Ze względu na tykający zegar biologiczny oraz usilne pragnienie bycia matką, kobieta trafia do wróżki, a później dość osobliwego terapeuty. Aga zaczyna inaczej patrzeć na pewne sprawy, wierząc, że w końcu trafi na odpowiednią życiową ścieżkę...
Niekiedy pragniemy zmienić coś w swoim życiu, ale mamy wrażenie, że ciągle rzucane są nam kłody pod nogi. Nie mamy pojęcia, dlaczego innym się układa i dobrze wiedzie, a u nas nieustannie pojawiają się problemy. Okazuje się, iż niekiedy trzeba zamknąć lub rozwiązać pewne sprawy z przeszłości, które uniemożliwiają ruszenie do przodu - wtedy nagle wszystko się rozjaśnia, a w nas pojawia się siła oraz chęć do walki.
Sięgając po tę książkę, miałam ogromną nadzieję na historię podobną do Ławeczki pod bzem, która ujęła mnie swoją bezpośredniością, przyjemnym stylem, zabawnymi sytuacjami oraz komiczną bohaterką. W tej części dokładnie tego wszystkiego mi zabrakło. Nie poczułam więzi z narratorką, a akcji praktycznie nie ma tu żadnej, nad czym ubolewam. Tak jak pierwszą część niemal pochłonęłam, tak drugą męczyłam. Co prawda, urocze zakończenie wywołało uśmiech na mojej twarzy, jednak to zdecydowanie za mało, żebym mogła oba tomy postawić na równi. W moim odczuciu Cała w fiołkach dość mocno odstaje od swojej poprzedniczki.
Książka bierze udział w wyzwaniach: Dziecięce poczytania Bonusowe oraz Zatytułuj się 2.
Dane techniczne o książce
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Liczba stron: 408
Gatunek: powieść obyczajowa
Za książkę dziękuję księgarni:
Dane techniczne o książce
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Liczba stron: 408
Gatunek: powieść obyczajowa
Za książkę dziękuję księgarni:
Zdążyłam zauważyć, że książki zachwalane i nagradzane często nie wywołują we mnie takich odczuć jak w innych czytelnikach. Nie wiem na czym to polega - być może kompletnie nie znam się na dobrej literaturze, a może po prostu mam zbyt wysokie oczekiwania względem takich lektur, przez co mnie zawodzą. Niestety tak zadziało się i tym razem...
Rzeczy, których nie wyrzuciłem to powrót do przeszłości, zbiór wspomnień dotyczących zmarłej matki. Po śmierci, zgodnie ze słowami księdza Jana Twardowskiego, zostają po nas tylko buty i telefon głuchy... Całe lata nieraz wypruwamy żyły, żeby do czegoś dojść, coś zdobyć i osiągnąć, zapominając, iż to tylko rzeczy materialne, które nic nie znaczą, kiedy odejdziemy.
Doceniam styl, jakim posługuje się Marcin Wicha - w jego wykonaniu mogłabym czytać nawet najnudniejszą książkę, a i tak płynęłabym przez nią. Widać, że jest to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Sam pomysł na zachowanie wspomnień o swojej rodzicielce - także na duży plus. Niestety czegoś mi tu zabrakło, oczekiwałam więcej po tak nagradzanej lekturze. Możliwe, że gdybym miała kilkanaście lat więcej, to bardziej trafiłby do mnie opis czasów, w jakich żyła matka autora, jednak narodziny na samym początku lat 90-tych uniemożliwiły mi stuprocentowe zrozumienie pewnych sytuacji, które Wicha przedstawia w dość zaowalowany sposób, jasny jedynie dla bezpośrednio wtajemniczonych. Wątki polityczne jedynie mnie odrzucały, za to rozdziały o literaturze pochłonęły, co chyba nie zdziwi żadnego książkoholika.
Generalnie przedstawiony obraz matki nie nastraja zbyt pozytywnie - autor ukazuje ją w sposób, w jakim raczej nie chciałabym zapisać się w pamięci swojego syna. Jednak na pewno byłabym zadowolona, gdyby moje dziecko tak dobrze mnie znało, jak Wicha swoją matkę, bo może nie była ona najcieplejszą osobą na świecie, ale widać, że łączyła ich spora więź, skoro syn miał o niej tak wiele do powiedzenia.
Rzeczy, których nie wyrzuciłem to powrót do przeszłości, zbiór wspomnień dotyczących zmarłej matki. Po śmierci, zgodnie ze słowami księdza Jana Twardowskiego, zostają po nas tylko buty i telefon głuchy... Całe lata nieraz wypruwamy żyły, żeby do czegoś dojść, coś zdobyć i osiągnąć, zapominając, iż to tylko rzeczy materialne, które nic nie znaczą, kiedy odejdziemy.
Doceniam styl, jakim posługuje się Marcin Wicha - w jego wykonaniu mogłabym czytać nawet najnudniejszą książkę, a i tak płynęłabym przez nią. Widać, że jest to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Sam pomysł na zachowanie wspomnień o swojej rodzicielce - także na duży plus. Niestety czegoś mi tu zabrakło, oczekiwałam więcej po tak nagradzanej lekturze. Możliwe, że gdybym miała kilkanaście lat więcej, to bardziej trafiłby do mnie opis czasów, w jakich żyła matka autora, jednak narodziny na samym początku lat 90-tych uniemożliwiły mi stuprocentowe zrozumienie pewnych sytuacji, które Wicha przedstawia w dość zaowalowany sposób, jasny jedynie dla bezpośrednio wtajemniczonych. Wątki polityczne jedynie mnie odrzucały, za to rozdziały o literaturze pochłonęły, co chyba nie zdziwi żadnego książkoholika.
Generalnie przedstawiony obraz matki nie nastraja zbyt pozytywnie - autor ukazuje ją w sposób, w jakim raczej nie chciałabym zapisać się w pamięci swojego syna. Jednak na pewno byłabym zadowolona, gdyby moje dziecko tak dobrze mnie znało, jak Wicha swoją matkę, bo może nie była ona najcieplejszą osobą na świecie, ale widać, że łączyła ich spora więź, skoro syn miał o niej tak wiele do powiedzenia.
Dane techniczne o książce
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: 11 maja 2017
Liczba stron: 184
Gatunek: literatura faktu
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: 11 maja 2017
Liczba stron: 184
Gatunek: literatura faktu
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Być może w przyszłości dam szansę tej książce. 😊
OdpowiedzUsuńAle której? :)
UsuńMi Ławeczka pod bzem średnio się podobała, więc może ten tom mnie zachwyci, tak na przemian :)
OdpowiedzUsuńTrzeba to sprawdzić :)
UsuńCo do pierwszej książki nie czytałam wcześniejszej powieści autorki, ale szkoda że tom dwa rozczarowuje.
OdpowiedzUsuńPozycja dwa mnie nie zainteresowała :(
Szkoda, że książki nie przypadły Ci do końca do gustu. Ja często tak mam, że te rozsławione książki z dużą ilością nagród, okazują sie przereklamowane.
OdpowiedzUsuńJa mam tak niemal za każdym razem...
UsuńŚwietna na letnie wieczory, a jaka okładka !
OdpowiedzUsuńIdealne na letnie wieczory. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń,,Cała w fiołkach" bardzo podoba mi się ta minimalistyczna okładka, ale samej książki raczej nie mam w planach... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
"CAŁA W FIOŁKACH" kupiłem żonie w prezencie - jej się akurat spodobało :)
UsuńOkładki tej serii są przecudowne - to fakt. :)
UsuńChyba muszę sięgnąc po jakąś książkę Pani Olejnik, bo jeszcze nie miałam przyjemności!
OdpowiedzUsuńTwórczość pani Agnieszki mam już za sobą, dawno temu czytałam powieść "A potem przyszła wiosna" i z tego co pamiętam, bardzo podobał mi się ten tytuł. Na kolejne książki autorki na pewno więc się skuszę. :) O drugim recenzowanym przez Ciebie tytule nigdy nawet nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńJa na pewno za jakiś czas skuszę się jeszcze na jakiś tytuł pani Olejnik.
UsuńDo pierwszej książki mnie ciągnie, druga to już niekoniecznie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam czytać "Całą w fiołkach" i póki co u mnie jest zupełnie na odwrót - ta część bardziej mi przypadła do gustu niż "Ławeczka pod bzem", ale jeszcze dużo przede mną :)
OdpowiedzUsuńO widzisz, ile ludzi, tyle gustów. :)
UsuńUświadomiłaś mnie, że to kontynuacja Ławeczki, nie wiedziałam - przy okazji wpisałam w Wielotomówkę :)
OdpowiedzUsuńŁaweczke mam, fiołków nie... Ale najpierw trzeba pierwszą przeczytać...