Ania Shirley rozpoczyna naukę na wymarzonym uniwersytecie w Redmond. Tęsknota za Avonlea ulatnia się dość szybko, kiedy dziewczyna zawiązuje nowe znajomości. Tytułowa bohaterka marzy również o miłości, która pojawia się na horyzoncie... Czy Ania da szansę Robertowi? A może jednak odrzuci jego zaloty?
Wraz z upływem czasu nasza główna bohaterka dojrzewa, a jej usposobienie łagodnieje. Dziewczyna staje się rozsądniejsza i mocniej stąpa po ziemi, ale nadal niekiedy jest tą szaloną, roztrzepaną Anią Shirley. Niektórzy narzekają na tę zmianę - ja nie zaliczam tego na minus, ponieważ to normalne, że ludzie dorastając, wyzbywają się niektórych przywar, a ich charaktery ulegają przemianie.
Trzeci tom nadal trzyma poziom, ukazując że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc nie trzeba załamywać się, iż coś nam nie wyszło, bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy może się to zmienić. Ania zamartwiała się, że zostając w Avonlea, nie będzie mogła zdobyć wymarzonego wykształcenia, ale nie poddała się i dopięła swego. To się chwali!
Tym, do czego mogłabym się przyczepić, jest znikoma ilość informacji związanych ze studiowaniem. Chciałabym dowiedzieć się nieco więcej o życiu akademickim w tamtych czasach, a tak naprawdę nie wiem niczego, bo autorka skupiła się na powrotach Ani do domu, a także miłosnych rozterkach dziewczyny oraz jej koleżanek. Oryginalny tytuł przetłumaczony słowo w słowo na język polski byłby dużo trafniejszy, bo w Ani na uniwersytecie w zasadzie nie ma uniwersytetu...
Niezmiernie cieszę się, że mogę towarzyszyć mojej ukochanej bohaterce na każdym etapie jej życia. Przy wcześniejszym tomie narzekałam na brak Gilberta - tutaj również nie ma go zbyt wiele, ale już w Ani z Szumiących Topoli powinno być go więcej. W tej części Lucy Maud Montgomery wykreowała kilka naprawdę intrygujących postaci - mam nadzieję, że nie zapomni o nich w następnych tomach i czasami wspomni o nich słówko, bo już tęsknię za nimi.
Dane techniczne o książce
Tytuł oryginału: Anne of the Island
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Seria/cykl: Ania z Zielonego Wzgórza (tom 3)
Data wydania: 24 maja 2005 (wznowienie)
Liczba stron: 296
Gatunek: klasyka
Data wydania: 24 maja 2005 (wznowienie)
Liczba stron: 296
Gatunek: klasyka
Z reguły nie czytam książek kilkukrotnie - jednym z nielicznych wyjątek są Dzieci z Bullerbyn. Moje pierwsze spotkanie z tą historią miało miejsce ze dwadzieścia lat temu, kiedy byłam jeszcze w wieku wczesnoszkolnym. W swoim życiu powracałam do tej lektury parę razy, aby po tylu latach przeczytać ją swojemu (na razie starszemu) dziecku.
Dzieci z Bullerbyn to książka, którą darzę przeogromnym sentymentem. Do tej pory podawałam ją jako przykład jednej z najlepszych lektur dziecięcych. Teraz, już jako osoba dorosła i mama, oczekuję pewnych konkretnych rzeczy od takich utworów. Mam wrażenie, że przez to jestem bardziej krytyczna, więc odbieram książki w inny sposób niż kiedyś. Z tego względu mój zachwyt nieco opadł, a w samej opowieści brakuje mi konkretnych morałów. Ponadto dzieci zbyt często zostają pozostawione same sobie - rodzice nie nadzorują ich za bardzo, co nie do końca mi odpowiada.
Dzieci z Bullerbyn to książka, którą darzę przeogromnym sentymentem. Do tej pory podawałam ją jako przykład jednej z najlepszych lektur dziecięcych. Teraz, już jako osoba dorosła i mama, oczekuję pewnych konkretnych rzeczy od takich utworów. Mam wrażenie, że przez to jestem bardziej krytyczna, więc odbieram książki w inny sposób niż kiedyś. Z tego względu mój zachwyt nieco opadł, a w samej opowieści brakuje mi konkretnych morałów. Ponadto dzieci zbyt często zostają pozostawione same sobie - rodzice nie nadzorują ich za bardzo, co nie do końca mi odpowiada.
Spotkałam się z wieloma wydaniami tej historii, jednak te nie ma sobie równych - jest idealne w każdym calu! Duży format, twarda oprawa, solidne kartki, a do tego przepiękne, klimatyczne ilustracje. Taki klasyk literatury dziecięcej powinien znajdować się w każdym domu.
Sentyment pozostał, bo Dzieci z Bullerbyn to jedna z pierwszych książek przeczytanych samodzielnie, dzięki którym zapałałam miłością do literatury. Niemniej postrzeganie świata po latach zmieniło się diametralnie, zatem co innego mnie już zachwyca, a entuzjazm po lekturze jest dużo mniejszy niż powinien. Na szczęście starszakowi bardzo się podobało, więc liczę na to, że jeszcze wiele lat upłynie, zanim wyrośnie z takich historii.
Książka bierze udział w wyzwaniu: Zatytułuj się 3.
Dane techniczne o książce
Tytuł oryginału: Bullerbyboken
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 16 marca 2016 (wznowienie)
Liczba stron: 296
Gatunek: literatura dziecięca
Liczba stron: 296
Gatunek: literatura dziecięca
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Ani nie przeczytałam i nie przeczytam, a Dzieci wspominam z sentymentem. :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę nigdy nie ciągnęło Cię do poznania Ani? :)
UsuńPowróciły wspomnienia. Ach, "Dzieci z Bullerbyn" to jedna z tych powieści, które zachęciły mnie do czytania książek. O ile kanon lektur szkolnych mógłby ulec zmianie, o tyle ta książka zdecydowanie powinna w nim pozostać na zawsze.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przywróciłam wspomnienia chociaż na chwilę. Oj, "Dzieci z Bullerbyn" MUSZĄ zostać! :)
UsuńAch, kocham, kocham, kocham obie te ksiązeczki. O Ani przeczytałam całą serię z zapartym tchem i mocno emocjonowałam się jej przygodami. Zaczarowała moje dzieciństwo. Nawet jakiś rok temu zrobiłam sobie małą podróż sentymentalną i zapoznałam się z całą serią raz jeszcze - tym razem w formie audiobooków. :) "Dzieci z Bullerbyn" też uwielbiałam.
OdpowiedzUsuńJa również słucham audiobooków o Ani! :)
UsuńObydwie książki w jakiś sposób ukształtowały moją osobowość. Wspaniały powrót do dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńDo tej serii książek mam niezwykłe sentyment. 😊
OdpowiedzUsuńObie historie są niezwykle czarujące. Kilka lat temu przeczytałam wszystkie tomy Anii i bardzo mi się podobały. Chociaż przyznam, że ten brak Gilberta także mi doskwierał :)
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze wiele tomów, ale cieszy mnie to. :)
UsuńAch, absolutna klasyka. Spędziłam wiele miłych chwil ze smykami z Bullerbyn. Jakież piękne ilustracje ma Twoje wydanie!
OdpowiedzUsuńW przypadku Ani zawsze udało mi się dojść tylko do pierwszego tomu. Dzieci z Bullerbyn lubię, ale jeszcze bardziej Bracia Lwie Serce.
OdpowiedzUsuńJa właśnie "Braci Lwie Serce" nigdy nie czytałam, ale na pewno nadrobię to z dziećmi. "Anię..." polecam czytać dalej! :)
UsuńObie książki ubóstwiam! "Dzieci z Bullerbyn" i inne książki autorstwa Astrid Lindgren czytam zawsze kiedy mi smutno, na taką okazję sprawdzają się idealnie i już nie mogę się doczekać, kiedy będę czytać je moim dzieciom. A "Ania na Uniwersytecie" to również złoto, mam właśnie wydanie z tą samą okładką, którego nie umiem dzisiaj już nigdzie znaleźć. Całą część trzymałam kciuki za Anię i Gilberta, chociaż lubiłam też Roya...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :) włóczykijka z Imponderabiliów literackich
Oj, ja zdecydowanie jestem #teamgilbert! ;-)
Usuń