Pomimo tego, że żyjemy w XXI wieku, ogrom kobiet nie ma żadnej wiedzy na temat swojego ciała. Wiele z nas wstydzi się porozmawiać z lekarzem o swoich problemach czy dolegliwościach zdrowotnych, dlatego specjaliści wychodzą naprzeciw niemym oczekiwaniom, pisząc książki, w których można znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania bez konieczności stawania twarzą w twarz z doktorem.
Biblia waginy to kompendium wiedzy, podzielone na dziesięć rozdziałów - od codziennej obsługi oraz pielęgnacji i mycia, poprzez sprawy menstrualno-menopauzalne, aż po wszelakie dolegliwości chorobowe. Dr Jen Gunter obala mnóstwo mitów, a do tego przedstawia istotne tematy w bardzo przystępny sposób.
Wiele rzeczy wiedziałam, ale niektóre zdziwiły mnie, a nawet nieco zaszokowały. Nie miałam pojęcia, iż błona śluzowa pochwy odnawia się co 96 godzin. Ponadto nie istnieje coś takiego jak osławiony punkt G, a orgazm pochwowy ma nieliczna grupa kobiet, która i tak osiąga go dzięki przyciskaniu łechtaczki. Nasza dieta nie ma istotniejszego wpływu na namnażanie grzybów w naszym organizmie, więc spożywanie cukru nie ma związku z grzybicą pochwy (jeśli nie mamy cukrzycy). Często polecane nasiadówki czy irygacje mogą przynieść wiele szkód. Myć się wystarczy samą wodą, a nawet żelem do mycia twarzy, jeżeli ma odpowiednie PH i nie posiada zbędnych dodatków, po jakich mogą pojawić się podrażnienia. Noszenie wkładek wcale nie jest takie złe, o ile nie mamy problemów skórnych, a wszystkie niby naturalne środki higieniczne wcale nie są tak naturalne, jak przekonują producenci.
Jak to w takich zbiorach bywa - jedne rozdziały bardziej mnie wciągnęły, a inne mniej, ponieważ po prostu mnie nie dotyczą. Owszem, zapoznałam się z nimi, ale te związane z menopauzą czy chorobami przenoszonymi drogą płciową czytałam bardziej po łebkach. Ponadto w moim odczuciu dr Jen Gunter za bardzo skupiła się na wszelkiego rodzaju chorobach i dolegliwościach, a niektórych tematów nie poruszyła, chociaż powinna, przez co nie czuję stuprocentowej satysfakcji z lektury.
Ogromnym plusem jest dla mnie same podejście autorki do tematu i jej cięty język, dzięki któremu niejednokrotnie podnosiły mi się kąciki ust. Z drugiej strony zastanawiam się, czy w tego typu książce powinny znajdować się tak częste osobiste komentarze twórcy. Do tego mnie nieco odstręczają wszelkie wstawki związane ze szczepieniami, a tu trochę ich było, tak w stylu: "róbta co chceta, możecie się nawet nie myć, ale koniecznie zaszczepcie się na wszystko".
Myślę, że warto mieć taką lekturę na półce, żeby w razie pewnych wątpliwości czy niepokojących dolegliwości, móc na szybko dowiedzieć się, jak można im zaradzić (po czym szybko biec do telefonu i dzwonić do swojego lekarza, co akurat w czasie koronawirusowym nie jest taką prostą sprawą, gdyż dzwonić można, ale czy ktoś nas przyjmie, to druga sprawa). Chociaż z lekarską wiedzą też bywa różnie, gdyż każdy mówi co innego, zatem nie zawsze wiadomo, komu wierzyć.
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym LC jako książka z gatunku, po który rzadko sięgam wg statystyk na lubimyczytac.pl.
Dane techniczne o książce
Tytuł oryginału: The Vagina Biblie
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 20 maja 2020
Liczba stron: 448
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
No cóż publikacja w sam raz dla kobiet. A tak a ' propos - moja praprababka była akuszerką ;-)
OdpowiedzUsuńWiem, pamiętam, bo wspominałeś o tym. W takim razie możesz polecić ją kobietom w swojej rodzinie. :)
UsuńBez wątpienia bardzo wartościowa publikacja.:)
OdpowiedzUsuńRaczej się na nią nie skuszę.
OdpowiedzUsuńDlaczego?
UsuńJestem bardzo ciekawa tego ciętego języka autorki.
OdpowiedzUsuńNie zostało nic innego, jak to sprawdzić. :)
UsuńTrzeba będzie uzupełnić biblioteczkę ;)
OdpowiedzUsuńSkojarzyło mi się ze "Sztuką Kobiecości", polecam jeśli podobała Ci się ta książka. Ja też przed lekturą o wielu rzeczach nie miałam pojęcia, bo nasz system edukacyjny już nawet nie kuleje, ale leży i kwiczy w zakresie kobiecego ciała. A to przecież najwazniejsza rzecz pod słońcem dla każdej kobiety!
OdpowiedzUsuńO "Sztuce kobiecości" słyszałam, ale opinie też bywają różne, więc może kiedyś się skuszę, ale nie w najbliższym czasie.
UsuńTakie książki są bardzo potrzebne. Choć w wielu z nich można też znaleźć powielane bezmyślnie mity czy nierzetelną wiedzę.
OdpowiedzUsuńNiestety, to trochę straszne, bo nie każdy ma możliwość i chęć przesiania tej wiedzy.
Usuń