![]() |
Więcej na moim instagramie - ZAPRASZAM :) |
Kiedy morze zabiera niemal wszystkich mężczyzn z osady, kobiety zostają zostawione same sobie. Muszą radzić sobie ze wszystkim - zarówno ze swoimi obowiązkami, jak i tymi, które do tej pory należały do ich partnerów czy sąsiadów. Jednocząc się, poradziłyby sobie, jednak gdy staje pomiędzy nimi komisarz Absalom Cornet, nad wyraz pobożny człowiek i jednocześnie okrutny łowca czarownic, wśród mieszkanek Vardø dochodzi do potężnego rozłamu. W końcu podejrzane stają się kobiety stawiające czoła przeciwnościom losu, bo przecież niemożliwością jest, aby płeć (teoretycznie) słabsza dawała sobie radę bez mężczyzn...
Sam koncept i oparcie historii na faktach - rewelacja! Niestety mam wrażenie, że zamysł autorki nieco rozminął się z rzeczywistością. Oczekiwałam feministycznej opowieści, która wywoła we mnie masę emocji, skłoni do refleksji i sprawi, że będę chciała mówić o niej dosłownie wszędzie. Żałuję, iż tak nie jest. Zbyt wiele tu zabrakło, a sama powieść sprawia wrażenie niedopracowanej oraz nieprzemyślanej. Nastawiałam się na girl power, a w Kobietach z Vardø więcej jest nienawiści płynącej z zazdrości niż prawdziwej solidarności jajników.
Każda z nich coś potrafi, każda się na coś przydaje, są ze sobą związane niczym szczeble chwiejnej drabiny przywiązane sznurkami do dwóch drągów jeden na drugim. *
W kwestiach bardziej technicznych - Kiran Millwood Hargrave stworzyła opowieść, w której niesamowicie skrupulatnie opisuje poszczególne czynności wykonywane przez bohaterów, przy czym prawie w ogóle nie skupia się na ich odczuciach oraz przemyśleniach. Warstwa emocjonalna mocno kuleje, bo ile można czytać o tym samym. Nie jestem również przekonana do wątku homoseksualnego, na jaki postawiła pisarka - rzecz jasna, takowe zabiegi w ogóle mi nie przeszkadzają, ale w tej historii uważam, że był on wciśnięty nieco na siłę. Jakby zakochanie się w kobiecie było jedynym słusznym wyjściem, skoro wszyscy mężczyźni są źli. To chyba tak nie działa...
Niesamowicie nie lubię sytuacji, gdy jestem nastawiona na porywającą historię, która wniesie wiele dobrego do mojego życia, po czym okazuje się, iż pomysł był genialny, ale wykonanie nie spełniło oczekiwań. Tym bardziej jest mi przykro, bo wcześniejsza powieść pisarki, czyli Wyspa na końcu świata zostawiła po sobie bardzo pozytywne uczucia. Kobiet z Vardø absolutnie nie odradzam, ale też nie zachęcam zbyt usilnie do przeczytania tej lektury. W moim książkowym rankingu jest gdzieś pośrodku. Taki przeciętniak, o którym pewnie niebawem zapomnę, chociaż mogło (i powinno!) być zupełnie inaczej.
* cytat ze str. 59
Dane techniczne o książce
Tytuł oryginału: The Mercies
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 21 września 2020
Liczba stron: 400
Gatunek: literatura piękna
Gatunek: literatura piękna
Gościu, będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad pod tym postem. Bardzo cenię wszelkie komentarze, ponieważ to one motywują mnie do dalszej pracy nad blogiem. Jest to miejsce, w którym dzielę się z Tobą swoimi spostrzeżeniami, dlatego chętnie poznam Twoją opinię.
Dlatego pisz Gościu, pisz...
Czyli jednym słowem - czytadło. Przypomniała mi się książka Barbary Delinsky - Nikt się nie dowie. Pozdrawiam wieczorową porą :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to taka sobie powieść, więc nie będę jej usilnie szukać.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wykonanie nie sprostało twoim oczekiwaniom. Sama miałam po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Pomimo, że uważasz, że jest niedopracowana ja w dalszym ciągu chcę ja przeczytać
OdpowiedzUsuńA ja powiem Ci, że to jedna z moich ulubionych powieści. Myślę, że emocje bohaterów nie były tu najważniejsze - tym bardziej, że kobiety żyjące w Vardo żyły w surowym klimacie i były twardymi babkami. Poza tym uważam, że wiele rzeczy jest tu po prostu subtelnych i trzeba dać szansę im wybrzmieć. Zresztą więcej o tej książce pisałam u siebie na blogu: https://mojportret.blogspot.com/2020/11/kiran-millwood-hargrave-kobiety-z-vard.html
OdpowiedzUsuńWyspa na końcu świata miałam okazję niedawno przeczytać. Co do tej książki mam trochę dylemat, ale jeszcze nie mówię nie. ;)
OdpowiedzUsuńPasuję. Mam inne plany czytelnicze.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńMi się właśnie wydaje, że ta książka jest mocno życiowa. W czasach, gdzie każdy walczył o przetrwanie, tacy właśnie byli ludzie. I nadal tacy są. Wsparcie i solidarność jajników to niestety trochę nasze wyobrażenie i myślenie życzeniowe. Przekonałam się już nie raz, że jeśli można z czegoś mieć korzyść, ludzie przestają mieć jakiekolwiek skrupuły :( Szkoda natomiast, że warstwa emocjonalna kuleje. Może trochę o to chodziło, żeby było surowo i ponuro. Sama z ciekawości rzucę okiem na tę powieść :)
OdpowiedzUsuń